Prezydent wystąpił w nocy ze środy na czwartek (czasu polskiego) z dramatycznym przemówieniem do narodu.
- Mówimy o pierwszych wyborach od wydarzeń z 6 stycznia 2020 r., kiedy uzbrojony, wściekły tłum szturmował amerykański Kongres. Bardzo chciałbym móc powiedzieć, że atak na naszą demokrację zakończył się tego dnia. Ale niestety nie mogę - oświadczył prezydent.
„New York Times” ustalił, że spośród 595 Republikanów ubiegających się o mandaty w Izbie Reprezentantów i Senacie, aż 370 opowiada się za „wielkim kłamstwem”: twierdzeniem, że wyborów sprzed dwóch lat Donald Trump wcale nie przegrał ale był ofiarą fałszerstwa. Tak się stało bo były prezydent uczynił z Partii Republikańskiej powolne sobie narzędzie władzy. Aż 92 procent tych kandydatów ubiegających się w prawyborach o nominację ugrupowania do starcia 8 listopada, którzy uzyskali aprobatę Trumpa, odniosło sukces. Jednak miliarder stawiał jasny warunek: mieli wcześniej podpisać się pod jego tezą, że to on powinien stać na czele Ameryki jeszcze przez jedną kadencję. Liz Cheney, córka wiceprezydenta Dicka Cheneya, przekonała się, co oznacza bunt przeciw Trumpowi gdy nie udało jej się uzyskać reelekcji do Izby Reprezentantów ze stanu Wyoming.
Czytaj więcej
Prezydent USA, Joe Biden stwierdził w środowym przemówieniu, że formułowane przez niektórych polityków Partii Republikańskiej groźby dotyczące nieuznania wyników wyborów do Kongresu z 8 listopada, jeśli nie przyniosą one im zwycięstwa są zagrożeniem dla demokracji.
Jednak zły przykład sprzed dwóch lat okazuje się zaraźliwy. Coraz więcej kandydatów republikańskich już zapowiada, że nie uzna swojej ewentualnej porażki. Chodzi nie tylko o mandaty w Senacie i Izbie Reprezentantów, ale także o stanowiska gubernatorów. Jednym z przykładów jest Arizona, gdzie starająca się o taką posadę Kari Lake uparcie odmawia potwierdzenia, że w razie porażki uzna zwycięstwo konkurenta.