Z naszych informacji wynika, że spotkanie z Borisem Johnsonem rekomendował szefowi rządu MSZ. Pozycja Mateusza Morawieckiego jest jednak w coraz większym stopniu podawana w wątpliwość w obozie władzy. Nie wiadomo więc, w jakim stopniu darzy on zaufaniem wchodzących w skład jego ekipy ministrów, w tym Zbigniewa Raua.
Brytyjskie źródła dyplomatyczne podają, że do wizyty miało dojść w ubiegłym tygodniu, jednak Johnson odwołał spotkanie, bo chciał wziąć udział w pogrzebie konserwatywnego polityka torysów z Irlandii Północnej Davida Trimble. Londyn zaproponował wówczas kilka innych terminów, w tym 8 sierpnia. Żadne z nich nie zostało jednak zatwierdzone przez Warszawę. Johnson przestanie być premierem 5 września, gdy zastąpi go szefowa dyplomacji Liz Truss lub były kanclerz skarbu Rishi Sunak. – Nie ma więc już możliwości zorganizowania wizyty – można usłyszeć w Londynie.
Ale to nie oznacza pożegnania Borisa Johnsona z polityką.
– Pozostanie wpływowym politykiem. W Partii Konserwatywnej ma znaczącą, wierną mu frakcję. To kłopotliwy układ dla jego następcy. Dlatego najlepszym rozwiązanie byłoby dla niego wysunięcie kandydatury Johnsona na znaczące stanowisko międzynarodowe. Na myśl przychodzi przede wszystkim NATO – mówi „Rz” Przemysław Biskup, znawca spraw brytyjskich w PISM.
Czytaj więcej
Boris Johnson ma ciężkie grzechy na sumieniu. Doprowadził do brexitu i pozostawił królestwo na skraju rozpadu. Ale nigdy jak Donald Trump nie szykował zamachu na demokrację. Jednocześnie to brytyjscy torysi potrafili odsunąć swojego przywódcę od władzy, podczas gdy republikanów z USA na to nie stać.