Nie będzie powtórki z 2014 r.: Stany nie dadzą się zaskoczyć atakiem Rosji, który zakończył się aneksją Krymu i okupacją Donbasu. – Znamy partyturę Kremla: pretekst rzekomych prowokacji ze strony Ukrainy, aby wprowadzić w życie dawno zaplanowany scenariusz – podkreśla sekretarz stanu Antony Blinken. We wtorek weźmie udział w spotkaniu ministrów spraw zagranicznych krajów NATO w Rydze.
– Wszystkie opcje są na stole. NATO rozstrzygnie, jakie podejmie kroki – oświadczyła zastępczyni Blinkena Karen Donfried. A sekretarz generalny sojuszu Jens Stoltenberg ostrzegł Moskwę przed „kosztami i konsekwencjami" inwazji na Ukrainę.
Rosyjski blitzkrieg?
Amerykański wywiad od kilkunastu dni przekazuje europejskim sojusznikom dane wskazujące na „bardzo duże prawdopodobieństwo" rozpoczęcia przez Rosję na przełomie stycznia i lutego ofensywy na Ukrainę. Chodzi o operację o znacznie większej skali niż ta przed siedmiu laty. Mowa wręcz o „blitzkriegu" wzorowanym na niemieckich atakach z początku II wojny światowej: uderzeniu jednocześnie z Donbasu, Białorusi i Morza Czarnego dla zagarnięcia nawet połowy Ukrainy, aż po Odessę. Amerykanie podkreślają jednak, że choć już znaczna część rosyjskich wojsk stoi na pozycjach wyjściowych, Putin jeszcze nie podjął decyzji o podjęciu działań wojennych. Miałby z nich zrezygnować, gdyby Zachód przystał na „neutralizację" Ukrainy. Chodzi nie tylko o zobowiązanie, że kraj nigdy nie przystąpi do NATO, ale też że nie będzie otrzymywał pomocy wojskowej od Zachodu. W Waszyngtonie mówi się o możliwym drugim, po czerwcowym w Genewie, szczycie prezydentów USA i Rosji.
Czytaj więcej
Kreml już zaczął operacje dywersyjne na Ukrainie, które mają usprawiedliwić rosyjską inwazję.