To nie Jarosław Gowin, ale Zbigniew Ziobro jest najbardziej kłopotliwym koalicjantem PiS. Bez Porozumienia nie będzie łatwo rządzić Zjednoczonej Prawicy, ale dosztukowanie posłów w miejsce stronników Gowina może się udać. Zresztą nieustannie trwają próby przekonania posłów Porozumienia, żeby przeszli na stronę PiS. Jak nie prośbą, to groźbą. Przedstawiciele największej partii rządzącej przekonują, że łamanie posłów Gowina idzie coraz skuteczniej. Inaczej sytuacja wygląda z drugim niesfornym koalicjantem PiS.
Solidarna Polska jest regularnym dostarczycielem kłopotów Zjednoczonej Prawicy, ale tak źle jeszcze nie było. Spór z NIK w odbiorze społecznym przeradza się w wojnę ze Zbigniewem Ziobrą, co idzie na konto rządu. A Marian Banaś nie odpuści i będzie zajmował opinię publiczną kolejnymi raportami na temat nieprawidłowości, których dopuściła się obecna władza. Jeśli będą wychodzić nowe nieprawidłowości, a prokuratura nie będzie się nimi zajmować, to w społeczeństwie upowszechni się przekonanie o „państwie w państwie PiS".
To nie koniec kłopotów Kaczyńskiego z Ziobrą.
Minister sprawiedliwości nie ustąpi w sporze z TSUE i unijnymi instytucjami ws. polskiego wymiaru sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro ma rację, gdy mówi, że Mateusz Morawiecki poniósł fiasko jako premier, który miał skutecznie dogadywać się z Brukselą. Wymiana Beaty Szydło nie pomogła.
Ziobro ma też rację, że TSUE ma zastrzeżenia nie do jego projektów ustaw, bo zawetował je Andrzej Duda, ale właśnie do prezydenckich ustaw. Konflikt Brukseli z Warszawą jest w interesie ministra sprawiedliwości, bo osłabia premiera. I dlatego Ziobro nie zamierza składać broni, manifestując, że tylko on walczy dla Polski z unijnym dyktatem. A to dopiero początek.