Pełne stresu popołudnie i oczekiwanie na wyniki, później jednak uczucie ulgi – to najkrótsze podsumowanie wieczoru wyborczego PiS na Nowogrodzkiej. Ton lekkiego niedosytu było co prawda słychać w przemówieniu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Ale wewnętrznie kampania uznawana jest za sukces, zwłaszcza pod względem mobilizacji wyborców i realizacji kolejnych celów w trakcie wyścigu. Ostatecznym była samodzielna większość, nawet 1–2 mandatami ponad 231. – Zdobyliśmy kolejne głosy w porównaniu z wyborami do PE – podkreśla jeden z naszych rozmówców z partii Kaczyńskiego.
Co dalej? Wiceprezes PiS Adam Lipiński szybko zadeklarował po prezentacji wyników exit poll, że nie wyklucza rozmowy o koalicji z Konfederacją, chociaż – jak dodał – liczy na utrzymanie samodzielnej większości. – Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wyniki nie powinny być znane później niż we wtorek. A być może nawet w poniedziałek późnym wieczorem – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą" szefowa Krajowego Biura Wyborczego Magdalena Pietrzak.
Zupełnie odmienne nastroje panowały w różnych sztabach opozycji. Grzegorz Schetyna obiecywał zwycięstwo w wyborach prezydenckich, ale to jego szybko czeka powyborcza weryfikacja. W Platformie nastroje jeszcze w trakcie kampanii były coraz gorsze, zwłaszcza wobec prowadzenia jej na poziomie centralnym.
W sztabie PSL-Koalicji Polskiej panowała trudno skrywana radość z wyniku bliskiego 10 proc. Na więcej niż 12 proc. liczyła Lewica. Ale dla jej liderów sukcesem jest sam powrót Lewicy do parlamentu po czterech latach.
Przed ogłoszeniem wyników w partii rządzącej dominowała teza, że premier Mateusz Morawiecki pozostanie szefem rządu na kolejną kadencję. I takie jest też poczucie w PiS cały czas. – Te 7,5–8 mln Polaków, które nam zaufały, są wielkim zobowiązaniem do spełnienia nadziei na kolejne cztery lata, na to, żeby był to kluczowy etap na drodze do Polski jako państwa dobrobytu – mówił w trakcie wieczoru wyborczego premier Mateusz Morawiecki.