Proza Vanna nie pozostawia żadnych złudzeń, jest precyzyjna jak chirurgiczny skalpel. Jest gęsta od emocji, portrety psychologiczne bohaterów powalają drobiazgowością, relacje dysfunkcyjnej rodziny intensyfikują się z każdą kartką, całość nieuchronnie zmierza do tragicznego finału. Vann potrafi targać emocjami czytelnika, wyrywać z marazmu.
„Brud" to portret rozpadającej się na naszych oczach rodziny, której fundamentem trwania jest pozór. Rzecz dzieje się w sennej Dolinie Kalifornijskiej. I słońce, podobnie jak w „Obcym" Camusa, nie jest przyjemne, ale ciąży i doskwiera, oświetla najgorsze instynkty, rodzi w bohaterach atawizmy, jest nieznośne, prowokuje do szukania po sobie miejsc skrytych, gdzie być może drzemie zło. Zło obecne, ale nie do końca ukształtowane, już się staje, ale jeszcze nie nadeszło – do czasu.