Dotychczas przebieg wydarzeń po każdej eskalacji konfliktu między Izraelem a Palestyńczykami był podobny. Ukryty między palestyńskimi cywilami w Strefie Gazy Hamas odpalał rakiety w stronę Izraela, na co państwo żydowskie odpowiadało uderzeniami na cele w Strefie Gazy. Na ulice miast w świecie arabskim wychodzili muzułmanie, domagając się ustanowienia wolnej Palestyny, ale zachodnia opinia publiczna przychylniej patrzyła w stronę Izraela, widząc w Hamasie terrorystów podobnych do tych organizujących zamachy w Londynie, Paryżu czy Madrycie. Współczuciu cywilnym ofiarom tego konfliktu towarzyszyło zazwyczaj zrozumienie co do działań Izraela egzekwującego swoje prawo do obrony.
Tym razem było jednak inaczej. W Stanach Zjednoczonych, kraju prowadzącym od lat proizraelską politykę, co do której panował polityczny konsensus wykraczający poza linie podziałów partyjnych, w Nowym Jorku, Miami, Los Angeles czy Filadelfii doszło do znaczących demonstracji przeciwko działaniom Izraela. W Michigan prezydent Joe Biden został wybuczany przez uczestników propalestyńskiej demonstracji za zbyt mało asertywną politykę wobec Tel Awiwu oraz za najświeższą decyzję o sprzedaniu mu broni wartej 735 mln dol. Co ważne – w protestach tych nie brali udziału tylko muzułmanie, ale również organizacje i aktywiści broniący praw człowieka, zaangażowani wcześniej w protesty w ramach ruchu „Black Lives Matter". W czasie demonstracji w Atlancie jeden z jej uczestników niósł tabliczkę z napisem „Nie możemy oddychać od 1948 roku" – co było jednoznacznym nawiązaniem do ostatnich słów George'a Floyda („Nie mogę oddychać"), którego śmierć wywołała falę protestów przeciwko przemocy wobec Afroamerykanów w USA. Poszanowania praw Palestyńczyków głośno domagała się nawet taka organizacja jak Sunrise Movement, która na co dzień zajmuje się kwestiami związanymi z ochroną klimatu.
Według doniesień serwisu The Verge około 1 tys. pracowników Apple'a skierowało list do dyrektora generalnego Tima Cooka, w którym domagali się wyrażenia przez firmę wsparcia dla Palestyńczyków i przyznania, że miliony z nich żyją obecnie pod „nielegalną okupacją". Z podobnym apelem do kierownictwa swojej firmy wystąpiła grupa osób żydowskiego pochodzenia pracujących dla Google'a, które podkreślały, że „antysyjonizm nie jest równoznaczny z antysemityzmem", a firma powinna wesprzeć organizacje broniące praw Palestyńczyków.
Z sondażu przeprowadzonego między 14 a 17 maja przez Morning Consult i Politico wynikało, że choć w skali całego kraju więcej Amerykanów w związku z konfliktem Hamasu z Izraelem sympatyzuje z Izraelem (28 proc.) niż z Palestyńczykami (11 proc.), to jednak już wśród wyborców Partii Demokratycznej proporcje te wyglądały odwrotnie (12 do 18 proc.). Z tego samego sondażu wynikało, że wśród najmłodszych Amerykanów, urodzonych między 1997 a 2012 r., odsetek osób sympatyzujących z Palestyńczykami jest jeszcze większy i wynosi 23 proc.
W obronie Palestyńczyków głośno zaczęli wypowiadać się też wpływowi parlamentarzyści Partii Demokratycznej. Kongresmenka z Nowego Jorku Alexandria Ocasio-Cortez na forum Izby Reprezentantów mówiła o „niesprawiedliwości i łamaniu praw człowieka" i kontrowała słowa Bidena o prawie Izraela do obrony, pytając, czy „Palestyńczycy mają prawo przetrwać". Z kolei senator Bernie Sanders pisał na łamach „New York Timesa", że Amerykanie „muszą uznać, iż palestyńskie prawa mają znaczenie" i „palestyńskie życie ma znaczenie" – co było parafrazą hasła „Black Lives Matter".