Jak alkohol zwiększa zachorowania na raka? Dane naczelnego lekarza USA są bezlitosne

Czy przed wypiciem piwa, koktajlu albo kolejnej lampki wina powstrzyma kobiety informacja, że z każdym takim drinkiem mocno rośnie ryzyko raka piersi?

Publikacja: 07.02.2025 09:45

Jak alkohol zwiększa zachorowania na raka? Dane naczelnego lekarza USA są bezlitosne

Foto: AdobeStock

Niektóre zajęcia akademickie pozostawiają w nas ślad. Ja studiowałam biologię na UW i mam sporo takich wspomnień, zwłaszcza z ćwiczeń. Na studiach tych wylądowałam za sprawą fascynacji życiem wynikłej z doświadczenia przeprowadzonego w czwartej klasie podstawówki. Polegało ono na wyhodowaniu w słoju z wodą i sianem niezliczonych jednokomórkowców zwanych wówczas pierwotniakami (dziś to są na ogół protisty), z których „naszego kuzyna pantofelka” udało mi się całkiem długo obserwować pływającego na szkiełku pod mikroskopem, w które moja zbiorcza szkoła gminna była już w owych zamierzchłych czasach wyposażona. Wracając do czasów akademickich – na ćwiczeniach z zoologii bezkręgowców, które dla mojej grupy prowadziła wspaniała dr Mauryla Kiersnowska – mieliśmy owego ukochanego kuzyna umieścić w 8-proc. (bodajże) alkoholu. Nie w celu, żeby go tak od razu uśmiercić, ale by zaobserwować, jak się odrzęsia – czyli jak mu wszystkie rzęski odpadają i komórka staje się łysa.

Alkohol to substancja dla żywych komórek nie bez znaczenia. Także naszych, gdy uświadomić sobie, że liczne nabłonki wewnętrzne, np. wyściełające nam drogi oddechowe, to pobratymcy „kuzyna pantofelka” w tym sensie, że są orzęsione. Czy próbuję powiedzieć, że jak się napijemy, to sobie odrzęsiamy? No cóż… Oby tylko!

Czytaj więcej

Plastik i groźne choroby mają niepokojący związek. Czy to wyrok na ludzkość?

Wiemy, że palenie papierosów powoduje raka, ale nie dociera do nas, że bywa on również konsekwencją picia alkoholu

Na początku stycznia tego roku należący do minionej już administracji prezydenta Joe Bidena naczelny lekarz Stanów Zjednoczonych dr Vivek Murthy wydał nowe zalecenie mierzące się z naukowo udokumentowanym problemem związków picia alkoholu ze wzrostem ryzyka zachorowania na raka. W USA alkohol jest trzecim, po tytoniu i otyłości, najczęstszym pozytywnym korelatem schorzeń onkologicznych. Zwyczaj sięgania po kieliszek, kufel lub wprost butelkę zwiększa ryzyko zachorowania na co najmniej siedem rodzajów raka. Dr Murthy wskazuje na potrzebę umieszczenia na butelkach z alkoholem stosownych ostrzeżeń przed skutkami picia. Nowe zalecenia podkreślają, że choć „dowodów naukowych na to powiązanie przybywa od czterech dekad, mniej niż połowa Amerykanów uznaje spożywanie alkoholu za czynnik ryzyka zachorowania na raka”.

Nie wiem, czy ktoś o to kiedykolwiek naszych rodaków zapytał, ale myślę, że i tu połowa by się nie znalazła. Istotnie, z paczek z wyrobami zawierającymi tytoń straszą nas od lat potworne zdjęcia i informacje dotyczące powodowania raka przez zawarte w nich wyroby. Na flaszkach z napojami alkoholowymi takich obowiązkowych naklejek brak. Wpływem na budżet nie da się tego prosto wyjaśnić, skoro banderolka akcyzy jest i na jednych, i na drugich produktach.

Skoro nikt nam nie powiedział, w jaki przedziwny sposób picie alkoholu może wpływać na nowotworzenie, to dlaczegóż mamy tak uważać? Alkoholizm uznajemy dziś oczywiście dość powszechnie za chorobę cywilizacyjną i społeczną, rozumiemy, że alkoholik nie umrze zdrowy, wiemy o marskości wątroby i zmianach w mózgu. Aczkolwiek niewielu jest takich, co w związku z tą wiedzą z całą pokorą uznają się za alkoholików i podejmują leczenie.

Im bowiem nowocześniejsze społeczeństwo w naszej cywilizacji, tym łatwiej tam się ukryć tzw. alkoholikom wysokofunkcjonującym, którzy nie wyglądają i nie zachowują się jak żule spod budki z piwem. Nie ma też pewności, czy umieszczanie stosownych antyreklam na butelkach z drogim winem, destylatem z tegoż lub z jęczmienia fermentowanego w Kentucky, Szkocji czy Irlandii, którym upijają się na co dzień owi (obu płci) dyrektorzy, ministrowie, ordynatorowie, profesorowie, aktorzy i celebryci, odniosłoby jakikolwiek skutek. Jeszcze mniej mam nadziei, że napis: „alkohol powoduje raka przełyku” ze stosownym zdjęciem z kostnicy miałoby znaczenie na znacznie mniej częstokroć wyszukanych butelkach z gorzałką czy piwem, którym znieczula się regularnie niewysokofunkcjonująca pijąca brać ludzi prostych i pozbawionych wysokich stanowisk społecznych.

O związkach spożywania alkoholu i zwiększonej częstości występowania chorób nowotworowych trzeba jednak zacząć opowiadać choćby dlatego, że w kwestii papierosów to świadomość wreszcie ukształtowała byt. Palenie – przynajmniej w towarzystwie – przestało być z czasem społecznie akceptowalne. Istnieje głęboka świadomość szkodliwości palenia biernego, palenia młodocianych, palenia w ciąży i przy dzieciach… Trwało to jednak pół wieku, zanim owa świadomość zamieszkała trwale w naszych głowach.

O czym zatem możemy się dowiedzieć z amerykańskich zaleceń na temat „alkohol a sprawa raka”, opierając się na danych statystyczno-epidemiologicznych, klinicznych i naukowo wykazanych w doświadczeniach na zwierzętach? I dlaczego, jak wspomniano, naczelny lekarz postanowił dołożyć „powoduje raka” do ostrzeżeń zwyczajowo znajdujących się na butelkach z alkoholem w USA?

Okazjonalne picie alkoholu wcale nie oddala od nas widma zachorowania na raka

Akumulowana od dziesięcioleci dokumentacja pozwala stwierdzić bez wątpliwości, że „bezpośredni związek między spożyciem alkoholu a ryzykiem raka ma miejsce w przypadku co najmniej siedmiu nowotworów, w tym raka piersi (16,4 proc. wszystkich przypadków), jelita grubego, przełyku, wątroby, jamy ustnej, gardła i krtani. Ma to miejsce niezależnie od rodzaju spożywanego alkoholu”. Nowe zalecenia amerykańskie – także za pomocą dość prostych grafik, a nie tylko tekstu – wyjaśniają ponadto, że zasadniczo poznane są już dziś mechanizmy molekularne prowadzące do powstania owych siedmiu nowotworów, a związane z wystawieniem komórek na działanie alkoholu.

Jak bowiem trzeba bez przerwy przypominać, rak zaczyna się w pojedynczej komórce, która w wyniku mutacji w DNA przestaje prawidłowo komunikować się ze swoją tkanką i z resztą organizmu. Przestaje odbierać niezbędne sygnały z zewnątrz i z własnego wnętrza lub odbiera je niewłaściwie – za mocno lub za słabo. A że w organizmie żadna komórka nie jest samotną wyspą, dochodzi do rozregulowania jej działania i swoistego buntu przeciw organizmowi. Komórka taka nie popełnia honorowego samobójstwa, jak powinna, gdy straciła kontakt z rzeczywistością, zaczyna się mnożyć bez opamiętania, wreszcie staje się zdolna do opuszczenia swojej tkanki i wędrówki po organizmie, co powoduje przerzuty.

Cóż za bronie molekularne ma w swoim arsenale alkohol, by wywołać raka? Po pierwsze, w wyniku działania naszych własnych enzymów metabolicznych staje się aldehydem octowym. Ten z kolei jest jest w stanie wywoływać powstawanie mutacji w DNA. Po drugie, alkohol wzmaga w komórkach tzw. stres oksydacyjny, czyli powstawanie bardzo aktywnych wolnych rodników tlenowych. Te zaś nie tylko powodują zmarszczki (o czym wie każda kobieta, a o czym przekonują ją napisy na kremach tym zmarszczkom zapobiegającym), ale też niszczą DNA, rozregulowują przekazywanie sygnałów wewnątrz komórek, niszczą białka i błony komórkowe. Dokładnie tak samo, jak woda utleniona wylana na ubranie zniszczyłaby nie tylko jego kolor, ale i tekstylium, o ile jest ono pochodzenia naturalnego.

Po trzecie, alkohol wpływa na poziom naszych hormonów, np. estrogenów. Cała wielka pula nowotworów, w tym np. rak piersi, należy do tzw. hormonalnie zależnych. Jeśli poziomy hormonów zaczynają odbiegać od normy, komórki na nie wrażliwe zaczynają funkcjonować nieprawidłowo. A to wzmaga procesy nowotworowe.

Po czwarte, alkohol, jak wie każdy, kto mieszkanie odnawiał, jest rozpuszczalnikiem. Zwłaszcza tłuszczów. A nasze błony komórkowe to nic innego niż dwuwarstwa lipidowa z pływającymi w niej białkami. W kontakcie z alkoholem białka te denaturują, a błony komórkowe ulegają rozluźnieniu. W efekcie komórki wchłaniają więcej innych karcynogenów, z którymi mamy kontakt, bo alkohol zniszczył lub co najmniej nadwyrężył barierę, która nas przed nimi chroniła. Nad tym molekularnym faktem niech zwłaszcza pochylą się ci, którzy piją i palą „wyłącznie okazyjnie”, ale jakoś im zawsze jedno z drugim idzie w parze.

Czytaj więcej

Dlaczego podczas kłótni o politykę puszczają nam hamulce? Jest jedna ścieżka nadziei

Od picia alkoholu umiera więcej osób niż w wypadkach drogowych. A im więcej pijemy, tym gorzej dla naszego organizmu

Już w 2020 r. na łamach pisma „The Lancet Oncology”opublikowano wyniki badania przeprowadzonego przez Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem (IARC) na ponad 740 tys. przypadków nowotworów związanych ze spożywaniem alkoholu. 86 proc. z nich korelowało z ryzykownym i intensywnym piciem alkoholu (czyli dwóch i więcej „drinków” alkoholu dziennie – standardowy drink to: 50 g spirytualiów, 0,3 l piwa, 150 g wina). Jednak, co stwierdzili naukowcy, nawet umiarkowane spożywanie alkoholu może mieć niebezpieczne skutki. Jeden na siedem nowotworów był konsekwencją picia alkoholu właśnie w taki sposób.

W najnowszych zaleceniach naczelnego lekarza USA znajdziemy dane, iż co roku odnotowuje się w Stanach ok. 100 tys. przypadków raka związanego z alkoholem i ok. 20 tys. zgonów z tego powodu. To znacznie więcej niż 13,5 tys. śmiertelnych ofiar wypadków drogowych wynikających z bycia na rauszu.

Ryzyko zachorowania na raka rośnie wraz z ilością spożywanego alkoholu. W przypadku niektórych nowotworów, takich jak rak piersi, jamy ustnej i gardła, dowody wskazują, że może zacząć wzrastać już przy wypijaniu jednego lub mniej drinków dziennie.

U danej osoby ryzyko to jest określane przez złożoną interakcję czynników biologicznych (genetycznych), środowiskowych, społecznych i ekonomicznych. Jest zatem tak: oczywiście nowotwory są związane z predyspozycjami genetycznymi – i dziś w dobie niedrogiego dostępu do sekwencjonowania całego genomu w krajach rozwiniętych wielu z nas jest w stanie się dowiedzieć, jakie ryzyka nowotworów nad nimi wiszą niczym ów miecz u powały. Nie jest jednak tak, że rozumiemy działanie każdego ludzkiego genu w szczegółach i wszelkie te ryzyka są ostatecznie oszacowane. Z drugiej strony mamy wiele otaczających nas w środowisku karcynogenów, od azbestu, który wycofano wszędzie już dawno, po plastik, którego jest coraz więcej. Mogą nam realnie zwiększać ryzyko raka. Oczywiście, ciężko się dziś radykalnie odciąć od plastiku, ale od używek…

Nie jest tak, by problem alkoholowy był największy właśnie w USA. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) to region europejski – liczony od Lizbony po Władywostok, razem 59 krajów – ma najwyższy poziom spożycia alkoholu na świecie. Nie łudźmy się jednak, całego tego spożycia nie da się zwalić na ludy na wschód od nas. Zapadalność na nowotwory nie jest jedynym problemem regionalnym w tym kontekście – spożywanie alkoholu jest związane z ponad 200 różnymi schorzeniami (chorobami i urazami) w Europie i prowadzi do prawie miliona zgonów każdego roku.

W tych badaniach zwraca uwagę bardzo wysoka, jak na czynniki ryzyka nowotworów, korelacja spożywania alkoholu z rakiem piersi – poza szczególnymi przypadkami głębokich hormonalnych dysfunkcji występujących zasadniczo u kobiet. Picie kobiet to temat tabu, a kto go ruszy – a było takie zdarzenie polityczne w Polsce dwa lata temu – na tego rzucą się wszelkie siły, nieświadome ani danych statystycznych, ani naukowych. Rzucanie się jest bowiem prostsze i wymaga mniej wysiłku intelektualnego niż czytanie, zwłaszcza raportów WHO i prac naukowych w językach obcych.

A tu właśnie w tym samym 2023 r. australijscy badacze z Florey Institute of Neuroscience and Mental Health w Parkville pod kierunkiem Leigh Walker na łamach czasopisma „Neuropsychopharmacology” wskazali, dzięki błyskotliwie zaplanowanym doświadczeniom na myszach, że różnice płciowe w upijaniu się są niezaprzeczalne, mają podłoże molekularne, bo są kwestią smaku. Uzależnienie miałoby tu być związane zwłaszcza z umiłowaniem przez płeć piękną słodkich drinków alkoholowych. Kobiety zatem piją i wpadają w alkoholizm inaczej niż mężczyźni, ale podobnie jak o związkach alkoholu z rakiem, ani się o tym dyskutuje, ani informuje, ani temu realnie przeciwdziała.

Co udało się ustalić w kwestii molekularnego podłoża zjawiska „alkoholizm a płeć”? Jak opisali australijscy specjaliści, użyli linii myszy pozbawionych genu o nazwie CART kodującego pewien odpowiedzialny za odczuwanie smaków neuropeptyd. Odkryli że, w przypadku upijania się samce myszy zwiększały spożycie, podczas gdy samice je zmniejszały (w porównaniu z grupą kontrolną). „Samice myszy CART KO (czyli pozbawione owego genu – red.) wykazują większą wrażliwość na gorzkie roztwory, którą można przyćmić poprzez dodanie substancji słodzącej, co sugeruje, że smak jest czynnikiem istotnym”.

Nadużywanie alkoholu ma płeć. Kobiety upijają się inaczej niż mężczyźni

Globalne statystyki mówią, że alkohol jest corocznie przyczyną ok. 3 mln zgonów, a jego nadużywanie leży u podłoża 5,1 proc. rejestrowanych schorzeń. Statystyki zaburzeń związanych z używaniem alkoholu rosną zaś obecnie dla kobiet znacznie szybciej niż dla mężczyzn. W Polsce, jak można przeczytać na stronach Ośrodka Terapii Uzależnień „Od-Nowa”, statystyki Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wskazują, że niemal 80 proc. pań spożywa alkohol.

Najczęściej są to osoby w wieku 18 do 29 lat, panny i rozwódki, mieszkanki miast powyżej 50 tys. mieszkańców. Warto zauważyć, że u kobiet alkoholizm ma częściej podłoże emocjonalne, a alkoholiczka odczuwa silniejszy wstyd i poczucie winy niż mężczyzna o tym samym stopniu uzależnienia, co utrudnia podjęcie leczenia. Zresztą, wyparcie to dotyczy nie tylko samej uzależnionej, ale i jej bliskich. Temat jest zatem palący niezależnie od tego, jak niefortunnie ktoś, kogo nie znosimy, go wyraził, czy jak bardzo chcielibyśmy zanegować jego istotność.

Czy przed kolejną lampką wina, piwem z syropem o smaku dowolnym, od maliny przez śliwkę piernikową po czekoladę, a wreszcie koktajlem z gatunku Sex on the Beach potrafi kobiety zatrzymać informacja, że nie tylko ryzyko choroby alkoholowej, ale i raka piersi z każdym takim drinkiem mocno im rośnie? Czy zaczną o tym informować ginekolodzy podczas rutynowych wizyt?

Czytaj więcej

Koszmar komara

W ostatnim dostępnym w Polsce, a przeprowadzanym przez CBOS mniej więcej co dekadę, dużym badaniu pt. „Konsumpcja alkoholu w Polsce” (z roku 2019) możemy przeczytać, że „Ponad połowa Polaków (56 proc.) deklaruje, że pije alkohol okazjonalnie, mniej niż co dziesiąty badany spożywa go często (8 proc.), a co trzeci unika okazji do picia alkoholu lub w ogóle nie bierze go do ust (33 proc.). W stosunku do badania z 2010 roku nieznacznie zmniejszył się odsetek deklarujących częste picie (z 11 proc. do 8 proc.), a nieco więcej ubyło całkowitych abstynentów (z 22 proc. do 16 proc.). Wzrósł więc udział osób spożywających alkohol czasami, z dobrej okazji, ale nie często (z 50 proc. do 56 proc.). […] Kobiety dwa razy częściej niż mężczyźni w ogóle nie sięgają po alkohol: wśród mężczyzn odsetek abstynentów wynosi 10 proc., podczas gdy wśród kobiet 21 proc. Warto jednak dodać, że w 2010 roku prawie co trzecia kobieta deklarowała, że nigdy nie bierze alkoholu do ust (30 proc.) – na przestrzeni lat spożycie alkoholu wśród kobiet rośnie”.

Niestety, pandemia odwróciła dobre trendy w tej materii, a umocniła złe. Walka z piciem musi u nas wkroczyć w nową fazę, bo nas po prostu nie stać na leczenie kolejnych groźnych chorób wywoływanych przez alkohol.

Niektóre zajęcia akademickie pozostawiają w nas ślad. Ja studiowałam biologię na UW i mam sporo takich wspomnień, zwłaszcza z ćwiczeń. Na studiach tych wylądowałam za sprawą fascynacji życiem wynikłej z doświadczenia przeprowadzonego w czwartej klasie podstawówki. Polegało ono na wyhodowaniu w słoju z wodą i sianem niezliczonych jednokomórkowców zwanych wówczas pierwotniakami (dziś to są na ogół protisty), z których „naszego kuzyna pantofelka” udało mi się całkiem długo obserwować pływającego na szkiełku pod mikroskopem, w które moja zbiorcza szkoła gminna była już w owych zamierzchłych czasach wyposażona. Wracając do czasów akademickich – na ćwiczeniach z zoologii bezkręgowców, które dla mojej grupy prowadziła wspaniała dr Mauryla Kiersnowska – mieliśmy owego ukochanego kuzyna umieścić w 8-proc. (bodajże) alkoholu. Nie w celu, żeby go tak od razu uśmiercić, ale by zaobserwować, jak się odrzęsia – czyli jak mu wszystkie rzęski odpadają i komórka staje się łysa.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Plus Minus
Kataryna: Trudno wyciągnąć Zbigniewa Ziobrę z bagna, w które wpadł, ale komisji ds. Pegasusa się to udaje
Plus Minus
Dlaczego Elon Musk i Donald Trump nie będą liderami moralnej i obyczajowej rewolucji?
Plus Minus
Alt-rightową rewolucję sprowokowała polityka mainstreamu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Zbigniew Ziobro. Brat Donalda Trumpa
Plus Minus
Wybory prezydenckie mogą na lata zmienić polską politykę. Hegemoni szukają nowej opowieści