Jan Maciejewski: Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy

Znaki, jak wszystkie prawdziwe dzieła, potrzebują czasu. Muszą nabrzmiewać, jak bolesne wrzody. A kolejne dni trafiają do kosza, jak zmięte strony nie tyle niedokończonej, ile nierozpoczętej opowieści.

Publikacja: 31.01.2025 14:22

Jan Maciejewski: Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Był niewidomy od urodzenia, przyszedł na świat kaleką, czekał całe życie… Kiedy słuchamy opowieści o cudach i znakach, zazwyczaj poprzedza je któreś z tych lub podobnych im zdań. Uzdrowienie nie miałoby swojej rangi, gdyby polegało na uleczeniu z przejściowej choroby – stałoby się wtedy rozwiązaniem czyjegoś prywatnego problemu, nie zawiązaniem dramatu, który dotyka (przynajmniej powinien) nas wszystkich. Znaki, jak wszystkie prawdziwe dzieła, potrzebują czasu. Muszą nabrzmiewać, jak bolesne wrzody. Cierpieniem, zniechęceniem, bólem, osamotnieniem. Kolejne dni trafiają do kosza, jak zmięte strony nie tyle niedokończonej, ile nierozpoczętej opowieści.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Erotyk – ostatnia nadzieja ludzkości

Do tego właśnie potrzebna była scena z Herodem, gdy tuż przed sądem i ukrzyżowaniem nagabuje on Chrystusa: zrób mi jakiś cud, pokaż znak, zabaw mnie – kto wie, może nawet cię wtedy uwolnię. A Bóg milczy. Nie spiera się z królem Judei, jak z faryzeuszami; nie strofuje, jak apostołów; nie przemawia – jak robił to do tłumów. Po prostu nie ma z nim o czym rozmawiać. Herod mówi tu w jakimś obcym, niezrozumiałym nawet dla Boga języku – narzeczu efektu, dialekcie wrażenia, z akcentem chorobliwej niecierpliwości. To jedna z tych sytuacji, kiedy zbycie kogoś milczeniem jest jedyną słuszną odpowiedzią. Bo o to przecież chodzi w cudach, tak się je „robi” – wytrwałe milczenie jest dla nich jak płótno dla pędzli i farb. To podstawa, początek wszystkich znaków.

Prawdziwi bohaterowie są zawsze cisi. Ale ten dzisiejszy, starzec Symeon, przebija chyba ich wszystkich. Znamy tylko jedną wypowiedzianą przez niego kwestię. 

Prawdziwi bohaterowie są zawsze cisi. Ale ten dzisiejszy, starzec Symeon, przebija chyba ich wszystkich. Znamy tylko jedną wypowiedzianą przez niego kwestię. Jednocześnie tę, która jest jego pożegnaniem. Każdego drugiego lutego Maryja przynosi czterdziestodniowego Jezusa do Świątyni. I co roku czeka tam na nich całe życie Symeon. Czeka, bo kiedyś usłyszał głos mówiący mu, że nie umrze, dopóki nie zobaczy Zbawiciela. Czeka na Niego, jak na kropkę, która zostanie postawiona na końcu jego życia. Jego koniec będzie początkiem wszystkiego innego. Teraz, Panie, pozwól odejść swemu słudze w pokoju; bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie. Światło oświeci pogan, ale ja już tego nie zobaczę. Kiedy Twój lud napełni się chwałą, mnie już tutaj nie będzie. Symeon jest jak ślepy, który przejrzał tylko na jedną chwilę – tylko po to, żeby zobaczyć ten konkretny moment. Jak kaleka, którego uzdrowiono wyłącznie dla zrobienia paru kroków. Według jakichkolwiek kryteriów ziemskiego sukcesu jego życie jest nie tyle nawet porażką, co kompletnym nieporozumieniem.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Kochać życie, ale za co?

A jednak, jego słowa, te krótkie parę zdań wypowiedzianych po kilkudziesięciu latach bezczynnego czekania, zapisały się mocniej niż wersy jakiegokolwiek poety. Od dwóch tysięcy lat, każdego wieczoru, powtarzają je setki milionów ludzi. Kantykiem Symeona Kościół żegna każdy dzień. Stał się on najsłynniejszym „do widzenia” (może raczej „dobranoc”) w historii ludzkości. Dlatego, że starzec ze Świątyni nie zatrzymał go przy sobie ani na moment, chociaż czekał na niego całe życie, tamten znak odcisnął się tak mocno. To kolejna z kluczowych cech wszystkich cudów. Nie są one nigdy własnością tych, którym się przydarzają. Tak jak obraz nie jest własnością płótna, na którym został namalowany. Owszem, przyjęło ono na siebie farbę, pozwoliło jej w siebie wsiąknąć, ale stało się to tylko po to, żeby mógł je podziwiać każdy, kto tylko przejdzie obok. I w tym także znaki przypominają dzieła sztuki – nie należą do ich twórców. Nie oni będą je odczytywać. Są tylko pośrednikami; tymi, którzy uchylają drzwi. Potrafią cierpieć – bo wszystko co piękne, rodzi się w bólu i zwątpieniu – i milczeć.

Starzej się jak Symeon, z uporem i zapalczywością. Tak, żeby twój koniec był początkiem czegoś większego od ciebie. Żeby był znakiem. „Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy, / Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi; / Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy”.

Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Technologia daje odpowiedź na zmiany demograficzne
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu
Materiał Promocyjny
Wystartowały tegoroczne ferie zimowe