Jan Maciejewski: Erotyk – ostatnia nadzieja ludzkości

Sztuczna inteligencja jest epigonem – tym drugim. Kopistą, kompilatorem. Im sprawniejszym, tym bardziej ślepym naśladowcą tego, co już zostało stworzone przed nią. Nie ma przecież oczu, w których mógłby się odbić błysk burzy ani twarz jakiejś nowej Giocondy. Nie ma ciała, które mógłby przeszyć dreszcz zimna albo zachwytu.

Publikacja: 17.01.2025 14:10

Jan Maciejewski: Erotyk – ostatnia nadzieja ludzkości

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Kiedy to się zaczyna? Nie mam na myśli historii, tej wielkiej, dzielącej się na epoki i okresy – raczej tę małą. Odgrywającą się, odgrywaną przez każdego z nas. Biegnącą w rytm odruchów i decyzji, porywów i rezygnacji, a nie wojen, przerywanych kongresami i pokojowymi konferencjami. Te dwie historie są jakoś do siebie podobne – najpierw przyspieszają, burzą się i targają dotychczasowy porządek, żeby następnie spróbować go jakoś załatać. Uspokajają, dają pożyć, ale już na zmienionych warunkach.

Pytam więc o początek tej, w której burzy się krew, nie porządek międzynarodowy; w stan gotowości zostają postawione nie armie i zastępy szpiegów, tylko dusza. Kiedy człowiek zaczyna tworzyć? I w którym momencie zabiera się do tego w taki sposób, że spokojnie może go zastąpić w roli twórcy maszyna. To już Leonardo da Vinci w swoim traktacie „O malarstwie” datował kryzys sztuki na moment, w którym kolejni twórcy, zamiast śledzić naturę, naśladowali dzieła poprzedników. Malowali „z obrazów”, nie „z natury”. Nakarmili swój wzrok płótnami, zamiast wpatrywać się w krajobrazy, twarze i sylwetki ludzi. Każdy epigon był już prorokiem sztucznej inteligencji. Ona tylko sprawniej wywiązuje się z tej roli. Bardziej doskonale i na szerszą skalę. Tamci byli posłusznymi, ślepymi naśladowcami nurtów i szkół; ona zaś próbuje być epigonem człowieka jako takiego. Wszystkiego, co zdążył on stworzyć i wymyślić. Pisze, maluje, komponuje i myśli według dzieł dowolnych epok i nurtów.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Płomień

Jest bardziej pojemna i wydajna, ale co do swojej istoty pozostaje całkowicie tożsama z każdym z nich z osobna i wszystkimi naraz. Jest epigonem – tym drugim. Kopistą, kompilatorem, im sprawniejszym, tym bardziej ślepym naśladowcą tego, co już było wcześniej. Nie ma przecież oczu, w których mógłby się odbić błysk burzy ani twarz jakiejś nowej Giocondy. Nie ma ciała, które mógłby przeszyć dreszcz zimna albo zachwytu. I co pozornie najbardziej dla nas, ludzi, deprymujące – nie męczy się. Tworzy ot tak, bez wysiłku ani wątpliwości. Jej twórczość nie jest procesem, tylko odruchem. Pojawia się jak światło lampy od naciśnięcia jej guzika.

Ludzkie tworzenie – o ile zasługuje w ogóle na to miano – jest erotyczne. Wznosi się na skrzydłach boga Erosa. I stamtąd – ale tylko stamtąd – może patrzeć z góry na wszystkie pozbawione wysiłku wysiłki sztucznej inteligencji. Biednego, wyzutego z ciała i krwi, eunucha.

Naszą przewagą względem niej, tym, czego nigdy nam nie odbierze, są ludzkie słabości. Ta obca wszystkim epigonom intuicja, że proces twórczy jest ważniejszy niż gotowe dzieło. Że tak jak w całym życiu, w tworzeniu chodzi o to, żeby cały na nowo się stawać, zmieniać, wahać, cofać i podejmować trud od nowa. Że najciekawsze jest to wszystko, co zaskakujące i nieprzewidziane. A ostatnia kropka, skończone dzieło – to śmierć. Ważna o tyle, o ile nadaje napięcie i wprawia w ruch to wszystko, co ją poprzedza.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Bóg jest pisarzem

Gdzie epigonizm jest najbardziej sobą, kryjówką i unikiem, zamiast twórczością? Gdzie jest więc najbardziej nie u siebie? Wyobraźmy sobie eunucha, który postanowił sobie, że będzie pisać erotyki. Zgłębił całą historię tego gatunku, przeczytał niemal wszystko, co zostało napisane z zachwytu kobiecym ciałem. I na tej podstawie, z tego miejsca zaczyna tworzyć własne utwory. Powstają one z głębi literaturoznawczej świadomości, ale nawet nie otarły się o to, co w każdym z tych naśladowanych wierszy było pierwotne. Wszystkie one są z papieru, nie z ciała. Z wątków i metafor, ale kompletnie poza gorącym nurtem wzburzonej krwi.

To już przecież sokratejska intuicja, o erotycznym charakterze każdej sztuki. O tym pierwszym zetknięciu, oczu i ciała, wyobraźni i gestu, z którego rodzi się wszystko inne. Ludzkie tworzenie – o ile zasługuje w ogóle na to miano – jest erotyczne. Wznosi się na skrzydłach boga Erosa. I stamtąd – ale tylko stamtąd – może patrzeć z góry na wszystkie pozbawione wysiłku wysiłki sztucznej inteligencji. Biednego, wyzutego z ciała i krwi, eunucha.

Kiedy to się zaczyna? Nie mam na myśli historii, tej wielkiej, dzielącej się na epoki i okresy – raczej tę małą. Odgrywającą się, odgrywaną przez każdego z nas. Biegnącą w rytm odruchów i decyzji, porywów i rezygnacji, a nie wojen, przerywanych kongresami i pokojowymi konferencjami. Te dwie historie są jakoś do siebie podobne – najpierw przyspieszają, burzą się i targają dotychczasowy porządek, żeby następnie spróbować go jakoś załatać. Uspokajają, dają pożyć, ale już na zmienionych warunkach.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„The Outrun”: Wiatr gwiżdże w butelce
Plus Minus
„Star Wars: The Deckbuilding Game – Clone Wars”: Rozbuduj talię Klonów
Plus Minus
„Polska na odwyku”: Winko i wóda
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Michał Gulczyński: Celebracja życia
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego