Robotyczna pazurnica z Korei i skolopendra śmigająca po wybojach. Jak roboty naśladują naturę

Robotyczne dżdżownice, skolopendry czy pazurnice wślizną się tam, gdzie my byśmy nigdy nie zdołali, przyczepią się do powierzchni, o której opanowaniu my możemy tylko pomarzyć, dostarczą ładunek cięższy od nas samych.

Publikacja: 10.01.2025 16:04

Gdy ktoś wpadnie do jamy czy jaskini lub ziemnego dołu albo nad kimś się ziemia czy śnieg osunie, ro

Gdy ktoś wpadnie do jamy czy jaskini lub ziemnego dołu albo nad kimś się ziemia czy śnieg osunie, robotyczna dżdżownica będzie jak znalazł. Zaprojektowano ją w Istituto Italiano di Tecnologia w Genui

Foto: Istituto Italiano di Tecnologia

Mówię – robot, myślę – android. A to błąd. Im mniej roboty będą do nas podobne, tym potencjalnie wykonają więcej prac, których nie możemy się podjąć. W poszukiwaniu rozwiązań przyglądamy się naturze: dżdżownicom, żukom, stonogom, ośmiornicom, pazurnicom (coś pomiędzy pierścienicami a stawonogami) – jednym słowem rozwiązaniom, które ewolucja szlifowała przez dziesiątki, a nawet setki milionów lat. A potem próbujemy naśladować i łączyć ze sobą po inżyniersku to, co w pomysłach matki natury jest najdoskonalszego. Trzeba wymyślić, jak tym w sposób zasadniczo niezauważalny sterować i czym to napędzać. Przydają się niesamowicie inteligentne materiały oraz nowe podejście do słowa „silnik”. A na końcu zobaczymy, jak robot przypominający zewnętrznie skrzyżowanie dżdżownicy ze stonogą odkręca nakrętkę ze śruby. Dosłownie.

Zmienne odnóża pazurnicy

Oczywiście, to jest tylko taki cyrkowy pokaz, ale gdzie się istotnie wykorzysta taką robotyczną pazurnicę zdolną do adhezji (przylegania) przy minimalnym nacisku na miękkie i chropowate powierzchnie? Dzięki zdalnemu sterowaniu i zaawansowanej mobilności będzie ona uczestniczyć w operacjach medycznych o minimalnej inwazyjności – w diagnostyce, chirurgii i kontrolowanym, precyzyjnym dostarczaniu leków. Bajka i pieśń przyszłości? Ależ funkcjonalny jak najbardziej prototyp tego robota istnieje i zaprezentowali go na łamach „Science Advances” z 20 listopada 2024 r. koreańscy uczeni.

Czytaj więcej

CES 2025. Ta technologia zmieni każdego w mocarza. Praca i rekreacja po nowemu

To nie jest film „Innerspace”, gdzie udaje się zminiaturyzować ludzi, by weszli do krwiobiegu człowieka, a wyszli w spojówce wraz ze łzami, a po drodze wyczyścili mózg z nowotworu. To na razie miniaturowy robot. Zauważmy jednak, że skoro praw fizyki się nie zmieni, to im mniejsze powierzchnie styku, tym problemy związane z przyczepnością, tarciem i energią powierzchniową rosną wykładniczo. Manipulowanie obiektami lub stabilne mocowanie i poruszanie się robotów w ludzkim ciele nie jest zatem i nie będzie nigdy trywialne.

Robotyczna pazurnica z Korei ma długą – nazwijmy to ideową – przeszłość. Sztuczne systemy kontroli adhezji tradycyjnie były inspirowane skutecznymi strategiami naturalnych organizmów, takich jak białka małży, stópki gekona pokryte cudownymi plisami, włoski na stopach chrząszczy czy wreszcie przyssawki ramion ośmiornicy. Starano się ostatnio wykorzystywać głównie mechanizmy nie oparte na zjawiskach chemicznych, lecz fizycznych, jako łatwiejsze w obsłudze, szybsze i nieszkodliwe. Zwłaszcza że adhezja chemiczna wiąże się z dużym zużyciem energii na oderwanie – a to jest niezbędne, jeśli ma być ruch. Aby takie rozwiązania napędzać, wykorzystywano odwracalne kontrolowanie źródeł energii, takich jak światło, ciepło, pole magnetyczne i ciśnienie.

Duży wprawdzie może więcej, ale małe jest piękne, jak pouczają poeci. Wspomniany system robota adhezyjnego, inspirowany funkcjonowaniem odnóży pazurnicy z ich wydzielinami, wykorzystuje ustrukturyzowany materiał magnetoreologiczny, czyli substancję zasadniczo ciekłą, choć gęstą, bo złożoną z drobin ferromagnetyku (od 1 do 10 μm średnicy), zdolnych do spontanicznego namagnesowania się. Pod wpływem silnych pól magnetycznych lepkość dynamiczna tej cieczy ulega drastycznym zmianom, czyli w określonych warunkach pola magnetycznego jest to kleisty żel, w innych rodzaj zolu, jeszcze kiedy indziej całkiem twarde i zupełnie nielepkie ciało stałe.

Czytaj więcej

Co mówią kury? Naukowcy opracowali tłumacza, użyli sztucznej inteligencji

To jest na osobną opowieść, jakie nowoczesne materiały, zwane inteligentnymi, mają dziś w swych rękach inżynierowie. Koreańska robopazurnica wykazuje w każdym razie precyzyjną, stabilną i powtarzalną kontrolę przyczepności dzięki szybkiej zmianie sztywności odnóży, kontrolowanej przez zewnętrzne pole magnetyczne.

Stworzony prototyp, zbudowany jak na pazurnicę przystało z pierścieniowych modułów, tu zwanych elastomerami, zdolny był do poruszania się w miękkich i mokrych organach ssaka, do wspomnianego już odkręcania nakrętki ze śruby oraz wspierał realną operację usuwania guza u myszy.

Dżdżownica z Genui dotrze do zasypanych

Historia tego typu robotów inspirowanych zwierzętami, które osiągnęły niekwestionowany sukces ewolucyjny, nie jest długa. W marcu 2023 r. zespół badawczy z Istituto Italiano di Tecnologia w Genui należący do grupy pod jakże wymowną nazwą BioInspired Soft, koordynowanej przez prof. Barbarę Mazzolai, opracował miękki siłownik perystaltyczny (PSA), który realizuje antagonistyczne ruchy: najpierw się wydłuża, gdy powietrze jest do niego pompowane, i ściska się, gdy powietrze jest z niego usuwane. Każdy PSA ma elastyczną powłokę, która okrywa stałą objętość wewnętrzną, dokładnie tak, jak to ma miejsce u dżdżownic. Może się maksymalnie wydłużyć o 10,97 mm przy 1 barze nadciśnienia i maksymalnie ścisnąć o 11,13 mm przy 0,5 bara podciśnienia.

Robotyczna włoska dżdżownica ma jedynie pięć metamerów (modułów PSA) i miękkie łączniki między nimi, niczym w przegubowym autobusie. Prototyp ma 45 cm długości i waży 605 (to nie takie dziwne, na świecie istnieją dżdżownice nawet i jednometrowe o średnicy 2 cm), a na „brzusznej” stronie ma przymocowane specjalne podkładki cierne przypominające szczecinki skąposzczetów. Nie wylezie wprawdzie z ziemi pod wpływem deszczu, ale potrafi drążyć… niejeden temat i w niejednym gruncie, choć jest beznoga, jak to zwykle pierścienice-skąposzczety.

Jak donosili wtedy na łamach „Scientific Reports” włoscy uczeni, inspirowany biologią dżdżownic robot jest w stanie poruszać się dzięki miękkim siłownikom, które wydłużają się lub ściskają. Czy zaskoczę, gdy powiem, że to dopiero zainteresowanie dżdżownicami przez specjalistów od robotyki (a nie stulecia badań zoologów) zaowocowało pełnym zrozumieniem, jak też ta pierścienica się właściwie porusza, zarówno pełznąc po powierzchni, jak i ryjąc w glebie.

Aby się przemieszczać, dżdżownice wykorzystują naprzemienne skurcze odrębnych warstw mięśni swojego wora skórno-mięśniowego, co generuje wsteczne fale perystaltyczne. Poszczególne segmenty ich ciała (metamery) mają określoną objętość, a zatem ilość wewnętrznego płynu, który kontroluje ciśnienie wewnętrzne, aby wywierać stosowne siły i wykonywać niezależne, zlokalizowane i zmienne wzorce ruchu. Rozmieszczone w zależności od gatunku w różny sposób na każdym pierścieniu krótkie i nieliczne szczecinki, wspierają przyczepność i poruszanie się.

Czytaj więcej

To miejsce to szklana kula technologii. Oto co szykują nam światowe koncerny

Temu właśnie zjawisku najpierw miesiącami z uwagą przyglądano się w Genui. Bo czasem, gdy ktoś wpadnie do jamy czy jaskini lub ziemnego dołu albo nad kimś się ziemia czy śnieg osuną, taka robotyczna dżdżownica będzie jak znalazł. Przeciskając się przez szczeliny i ryjąc, dostarczy na miejsce tuż obok ofiary wypadku kamerę noktowizyjną, wodę pitną etc. Pomoże precyzyjnie namierzyć poszkodowanego, będzie oczami, uszami i przedłużeniem rąk ratowników.

Skolopendra śmiga po wybojach, glon zjada plastik

Czasem jednak trzeba, by robot maszerował stabilnie jak… skolopendra. Choćby, aby będąc pożytecznym robotem, odchwaszczać pola, gdzie po orce, a nawet zbronowaniu grudy ziemi są problemem, a herbicydami nie chcemy, lepsza bowiem robotyczna skolopendra na polu niż chemiczna trucizna w jedzeniu.

W tymże marcu 2023 r. na łamach prestiżowego czasopisma naukowego „PNAS” ukazała się praca uczonych z GeorgiaTech pod kierunkiem prof. Daniela Goldmana opisująca najpierw matematyczną teorię, po czym prototyp urządzenia, które bez żadnej sieci czujników i kamer „ogarnia” poruszanie się po grudach i wybojach.

My ludzie przyjęliśmy postawę wyprostowaną, jakże wymagającą i niestabilną (kto nie zwichnął stopy choć raz w życiu, niech rzuci kamieniem) i poruszamy się na kończynach tylnych, by uwolnić ręce, aby trzymały narzędzia czy broń nawet wtedy, gdy biegniemy. Zespół z Atlanty opracował natomiast teorię poruszania się na wielu nogach, która przewidywała, że poruszające się w ten sposób masy (np. roboty) nie będą wymagały żadnych dodatkowych czujników czy technologii sterowania, by iść po nierównym gruncie czy wyboistym terenie.

Robotyczna skolopendra to potrafi. Pytanie nie brzmiało tutaj: jak poruszać 16 nogami robota (tyle ich ma ostatecznie prototyp), aby on się nie przewrócił, tylko co się dzieje, gdy robot ma cztery, sześć, osiem i więcej nóg. Fizycy teoretycy zadali je w swoim języku: „czy redundancja (nadmiarowość) może być pomocna w transporcie materii”.

Czytaj więcej

Miliony robotów. Ta firma sprawi, że będą bardziej ludzkie i delikatne

A co, jeśli trzeba odłowić z wody mikroskopijne grudki czy mikrowłókienka plastiku? Jakże groźne dla naszego zdrowia i znajdowane dziś dosłownie wszędzie? Od lat pięćdziesiątych XX wieku na świecie wyprodukowano 6,3 mld ton odpadów z tworzyw sztucznych, z których 91 proc. nigdy nie zostało poddane recyklingowi, zatem w światowych wodach pływa blisko 150 mln ton plastikowych odpadów, a w 2040 roku będzie to już 600 mln ton. Znów potrzeba robota, tylko on też musi być mikroskopijny. I najlepiej, żeby był… żywy, a jednak sterowalny. Czy da się tak sterować działaniem żywych komórek? Wszak w zbiornikach wodnych roi się od jednokomórkowych stworzeń, które – by przeżyć – nic innego nie robią, tylko żrą – a dokładnie, biologicznie rzecz ujmując – fagocytują drobinki zawieszone w wodzie.

W październiku 2023 r. czasopismo naukowe „Advanced Functional Materials” poinformowało nas o udanym podejściu do tego zagadnienia przez czeskich specjalistów z Future Energy and Innovation Laboratory znajdującego się w Środkowoeuropejskim Instytucie Technologicznym zlokalizowanym w Brnie. Zdołali oni połączyć dwa światy. Z jednej strony magnetycznych właściwości niegroźnego dla środowisk wodnych i taniego jak barszcz czy raczej rdza tlenku żelaza (Fe3O4) oraz protistów czy glonów zdolnych do pochłaniania takich magnetycznych nanocząstek i stawania się sterowalnymi za pomocą pola magnetycznego robotami. Rzecz cała działa dlatego, że na powierzchni komórek wykorzystywanych tu jednokomórkowców znajdują się liczne ujemnie naładowane grupy karboksylowe (-COOH), a liczne mikro-/nanotworzywa sztuczne niosą dodatni ładunek powierzchniowy. Na drodze zatem przyciągania elektrostatycznego dochodzi do kontaktu między nano- i mikroplastikiem a komórkami, następnie zaś do fagocytozy – czyli pożarcia plastiku przez glony. Zanim biedne algi padną od tego na niestrawność, deponując pochłonięty, acz niestrawny plastik, znów w wodzie, należy je odłowić, dzięki temu samemu polu magnetycznemu, dzięki któremu były sterowane ku „plamie nanoplastiku” unoszącej się w wodzie.

Marzenie o paleozoicznym akwarium

Oczywiście, nie bądźmy nieludzko pragmatyczni – nie każdy dziwaczny robot musi być pożyteczny „do roboty”, żeby odławiał, zapylał, operował, rył czy stabilnie chodził po nierównym czy grząskim. Sama nauka potrzebuje robotów do prowadzenia swoich badań. O ile to są badania środowiskowe czy terenowe (np. stały monitoring behawioru organizmów w zbiornikach wodnych), o tyle trzeba skonstruować – i się to robi – roboty przypominające zewnętrznie i motorycznie obserwowane stworzenia, aby np. podejść z kamerą jak najbliżej zwierząt. Jednak udaje się także konstruować roboty modelowe, dzięki którym można np. zrozumieć, jak poruszały się stworzenia dawno temu wymarłe. A to jest podstawowe pytanie wszelkich paleontologów, niekoniecznie tych od dinozaurów.

Stawia się liczne kwestie w tej materii, np. o sposób, w jaki po dnie ciepłych zbiorników wodnych poruszały się na przełomie ordowiku i syluru (450 mln lat temu) ówczesne szkarłupnie łodygowe, zwane pleurocystydami z podtypu Blastozoa. Niestety, nie przypominały zewnętrznie ani na jotę dziś żyjących szkarłupni: rozgwiazd, jeżowców, liliowców, wężowideł czy strzykw, zatem przez analogię niewiele się tu da powiedzieć. Amerykańscy inżynierowie z Carnegie Mellon University w Pensylwanii z paleontologiem Przemysławem Gorzelakiem z PAN oraz jego hiszpańskimi kolegami wpatrzyli się zatem badawczo w dostępne skamieniałości Pleurocystites żerujących na dnie. O swych odkryciach opowiedzieli na łamach „PNAS” w listopadzie 2023 r.

Czytaj więcej

Dwunożne roboty podbijają świat. Rok 2025 będzie przełomowy

Tu, skoro o tych naszych wcale bliskich, choć nadal bezkręgowych krewnych niewiele uczymy się w szkole, warto przypomnieć, że współczesne szkarłupnie poruszają się różnie. Osiadłe liliowce wcale, pozostałe zaś „kroczą” za pomocą niewielkich, a licznych nóżek ambulakralnych (rodzaj wypełnionych cieczą wypustek wewnętrznego układu wodnego, które czasem zaopatrzone bywają w przyssawki), mogą korzystać też z kolców umięśnionych i ruchomo zestawionych z płytkami szkieletu lub pływają za pomocą ruchów ramion. Model musi być najpierw teoretyczny – a zagadnienie jest z zakresu ergonomii. Fizyka opisuje tu możliwy ruch w rozmaitych środowiskach (o różnej gęstości, lepkości, twardości, gładkości etc.) oraz niezbędne i dopuszczalne konstrukcyjnie manewry wszelkich stworzeń. W tym wypadku należało jak najdogłębniej zanalizować posiadane skamieniałości i umiejętnie je opisać językiem matematyki, aby ostatecznie skonstruować robota (kombinację elementów drukowanych w 3D z elastycznych polimerów w celu naśladowania struktury kolumnowej ruchomego wyrostka ciała pleurocystyda), który będzie się ruszał tak, jak ruszał się wymarły szkarłupień łodygowy. Model i wykonany na jego podstawie prototyp wskazują, że najprawdopodobniej zwierzę wykonywało szerokie, zamaszyste ruchy ową łodygą, a zwiększenie długości łodygi znacznie podnosiło prędkość zwierząt, nie zmuszając ich do zużywania większej ilości energii.

Poza czystą naukową wiedzą, czy nie byłoby fajnie mieć w oceanariach „akwaria paleozoiczne”, gdzie takie roboty byłyby cudownym urządzeniem popularyzującym paleontologię wśród mas odwiedzających? Rozszerzenie współczesnej perspektywy poznania ruchu zwierząt to narodziny nie tylko paleobioniki i lepsze zrozumienie mechanizmów ewolucji ruchu jako takiego, ale i nowa inspiracja dla inżynierów. Może taki robot skaczący na jednej elastycznej nodze ruchem, którego świat już od kilkuset milionów lat nie widział, też w jakimś konkretnym celu kiedyś się do czegoś bardzo ważnego przyda?

Mówię – robot, myślę – android. A to błąd. Im mniej roboty będą do nas podobne, tym potencjalnie wykonają więcej prac, których nie możemy się podjąć. W poszukiwaniu rozwiązań przyglądamy się naturze: dżdżownicom, żukom, stonogom, ośmiornicom, pazurnicom (coś pomiędzy pierścienicami a stawonogami) – jednym słowem rozwiązaniom, które ewolucja szlifowała przez dziesiątki, a nawet setki milionów lat. A potem próbujemy naśladować i łączyć ze sobą po inżyniersku to, co w pomysłach matki natury jest najdoskonalszego. Trzeba wymyślić, jak tym w sposób zasadniczo niezauważalny sterować i czym to napędzać. Przydają się niesamowicie inteligentne materiały oraz nowe podejście do słowa „silnik”. A na końcu zobaczymy, jak robot przypominający zewnętrznie skrzyżowanie dżdżownicy ze stonogą odkręca nakrętkę ze śruby. Dosłownie.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Odradzać się w podziwie
Plus Minus
NBA czekała na niego jak na zbawiciela. Teraz 40-letni już LeBron James wciąż nadaje ton
Plus Minus
„Wiara Tolkiena. Duchowa biografia”. Czy w okopach są ateiści
Plus Minus
Jak katolicy chłopów zaciekle bronili
https://track.adform.net/adfserve/?bn=78448410;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Prof. Maciej Urbanowski: Czy Márquez znał Schulza? Gość „Plusa Minusa” poleca