Jan Bończa-Szabłowski: Santo Santore – śpiewać

Gdybyśmy byli narodem myślącym, Lotnisko Chopina zaprosiłoby na swój jubileusz Irenę Santor.

Publikacja: 03.01.2025 14:09

Jan Bończa-Szabłowski: Santo Santore – śpiewać

Foto: FOTON/PAP

Mąż Ireny Santor uznał ją już przed laty za nasze dobro narodowe. Ponieważ tym mężem był Zbigniew Korpolewski, nieżyjący już dyrektor Teatru Syrena, reżyser i satyryk, potraktowała to jako rodzaj żartu. Niesłusznie. Po raz kolejny okazało się, że satyryków należy traktować serio, bo często trafiają w sedno.

„Piosenka to taki magiczny twór, w którym można pokazać siebie, swoją wrażliwość, swoje wnętrze i swoje odczuwanie świata” – powiedziała obchodząca niedawno 90. urodziny Irena Santor. Mimo wieku nie ma nic wspólnego z czcigodną staruszką. Z pierwszym mężem Stanisławem Santorem, który ofiarował jej nazwisko, łączyła ją niezwykła muzykalność, z drugim, wspomnianym już Zbigniewem Korpolewskim – błyskotliwa inteligencja, poczucie humoru i dystans, którego inni artyści mogliby jej tylko pozazdrościć. Do dziś zachowała ciekawość świata, która towarzyszyła jej jako nastolatce w drodze do Karolina. Pierwszy raz ambasadorką polskiej kultury stała się jako członkini zespołu Mazowsze, szybko stała się solistką. Jej niezwykłemu głosowi przysłuchiwali się wybitni kompozytorzy. „Mam tu dla ciebie muzyczny diament, ale jak go zepsujesz, to ci go zabiorę” – powiedział jej na początku kariery solistycznej Władysław Szpilman, ofiarowując walca „Embarras” Przybory i Wasowskiego, śpiewanego wcześniej przez Barbarę Krafftówną w Kabarecie Starszych Panów. Pani Irena pomyślała po Norwidowsku: „Nie stargam cię, nie. Ja uwydatnię”. I miała już wielki przebój. Potem były następne: „Powrócisz tu”, „Tych lat nie odda nikt”, „Już nie ma dzikich plaż” i setki innych. Wyśpiewanych i nagradzanych na festiwalach polskich i międzynarodowych. Irena Santor ma na koncie występy w większości krajów Europy, obu Ameryk, Azji i Australii. Jako pierwsza w Polsce piosenkarka uhonorowana została doktoratem honoris causa.

Czytaj więcej

Mesjanizm Mickiewicza. To nie było tak, jak myślicie

W przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu lubi dzielić się swoimi przebojami z innymi. Pierwszym tego dowodem była ciesząca się powodzeniem płyta „Duety”. Tam do wspólnego wykonania swych przebojów zaprosiła m.in. Magdę Umer, jeszcze wówczas nieznaną Annę Marię Jopek, córkę kolegi z Mazowsza, Edytę Górniak, Krzysztofa Cugowskiego, a nawet niebędącego jeszcze uwikłanym w politykę Pawła Kukiza. W 2010 r. wydała z powodzeniem kolejną płytę pod znaczącym tytułem „Kręci mnie ten świat”. Potem były następne.

Gdybyśmy byli w jeszcze większym stopniu narodem ludzi myślących, to lepszym wyborem byłoby zaproszenie Ireny Santor, którą z warszawskim lotniskiem łączy naprawdę wiele.

Zawsze ceniła wolność i niezależność. Ostatnio zaskoczyła aktorów krakowskiego Teatru Słowackiego, gdy pół godziny przed spektaklem czekała skromnie na przedstawienie. Bileterki przecierały oczy, zawiadomiły aktorów, ci wpółumalowani wpadli do foyer, by pozdrowić legendę. Pani Irena wyjaśniła, że słyszała tyle dobrego o „Dziadach”, że postanowiła je zobaczyć. Wykupiła bilety, wsiadła do pociągu i jest.

Czytaj więcej

Jan Bończa-Szabłowski: Kąpielówki Sama Frickera

Lubię popadać w dygresję, ale ta będzie bardzo à propos. Ostatnio byłem na jubileuszu Lotniska Chopina. Impreza pomyślana była dość abstrakcyjnie, bo odbywała się w hali… torów wyścigów konnych na Służewcu i jako gwiazdę zaproszono Natalię Kukulską. Piosenkarkę oczywiście znakomitą, ale jeśli ma jakieś powiązania rodzinne z lataniem, to raczej nie najszczęśliwsze. Gdybyśmy byli w jeszcze większym stopniu narodem ludzi myślących, to lepszym wyborem byłoby zaproszenie Ireny Santor, którą z warszawskim lotniskiem łączy naprawdę wiele: jednoznacznie kojarzy się z Polską, jej twórczość jest wysokich lotów, jej przebój „Powrócisz tu” brzmi jak dobra wróżba szczęśliwych powrotów, a na dodatek i pani Irenie, i Lotnisku Chopina stuknęła właśnie dziewięćdziesiątka. Koncert piosenek Ireny Santor byłby z pewnością odlotowy i stanowiłby świadectwo tradycji i współczesności portu lotniczego oraz wskazywałby, w obu przypadkach, na znakomitą kondycję. A na zakończenie imprezy szefostwo lotniska mogłoby ofiarować królowej polskiej piosenki bilet na Santorini. Tam pani Irena jeszcze nie była, ale jak przyznała mi w zeszłym tygodniu, marzy o tym od dawna, nie tylko dlatego, że dobrze jej się ta nazwa kojarzy. No cóż, myślenie ma kolosalną przyszłość – jak nauczał nas Stanisław Tym w słynnym teatrze STS. Jednym z ulubionych teatrów nie tylko pani Ireny.

Mąż Ireny Santor uznał ją już przed laty za nasze dobro narodowe. Ponieważ tym mężem był Zbigniew Korpolewski, nieżyjący już dyrektor Teatru Syrena, reżyser i satyryk, potraktowała to jako rodzaj żartu. Niesłusznie. Po raz kolejny okazało się, że satyryków należy traktować serio, bo często trafiają w sedno.

„Piosenka to taki magiczny twór, w którym można pokazać siebie, swoją wrażliwość, swoje wnętrze i swoje odczuwanie świata” – powiedziała obchodząca niedawno 90. urodziny Irena Santor. Mimo wieku nie ma nic wspólnego z czcigodną staruszką. Z pierwszym mężem Stanisławem Santorem, który ofiarował jej nazwisko, łączyła ją niezwykła muzykalność, z drugim, wspomnianym już Zbigniewem Korpolewskim – błyskotliwa inteligencja, poczucie humoru i dystans, którego inni artyści mogliby jej tylko pozazdrościć. Do dziś zachowała ciekawość świata, która towarzyszyła jej jako nastolatce w drodze do Karolina. Pierwszy raz ambasadorką polskiej kultury stała się jako członkini zespołu Mazowsze, szybko stała się solistką. Jej niezwykłemu głosowi przysłuchiwali się wybitni kompozytorzy. „Mam tu dla ciebie muzyczny diament, ale jak go zepsujesz, to ci go zabiorę” – powiedział jej na początku kariery solistycznej Władysław Szpilman, ofiarowując walca „Embarras” Przybory i Wasowskiego, śpiewanego wcześniej przez Barbarę Krafftówną w Kabarecie Starszych Panów. Pani Irena pomyślała po Norwidowsku: „Nie stargam cię, nie. Ja uwydatnię”. I miała już wielki przebój. Potem były następne: „Powrócisz tu”, „Tych lat nie odda nikt”, „Już nie ma dzikich plaż” i setki innych. Wyśpiewanych i nagradzanych na festiwalach polskich i międzynarodowych. Irena Santor ma na koncie występy w większości krajów Europy, obu Ameryk, Azji i Australii. Jako pierwsza w Polsce piosenkarka uhonorowana została doktoratem honoris causa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Filmy na życie. Przewodnik na każdą okazję”: Filmoterapia
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Plus Minus
„Jednorożce. Pojedynek w chmurach”: Zblokowani tęczą
Plus Minus
„Portrety par niezwykłych”: Miłość od pierwszego szkicu
Plus Minus
„Sztuka pięknego życia”: Po prostu życie
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Sabina Pierużek-Nowak: Krwawe konsekwencje. Samice mają walczyć
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay