A co ze świętami? – Jakimi świętami? Będziemy u rodziny, w domu nawet na Wielkanoc nie będziemy. Ale może już na przyszłe się uda – odpowiada lokator z Kościuszki 64. Ale ten, który mieszka w komunalnym, nie ma widoków nawet na przyszłoroczne Boże Narodzenie we własnym domu.
Z osuszaniem czekają do wiosny
Głuchołazy bezpośrednio po przejściu fali wyglądały jak po wojnie. Trzy miesiące po powodzi wyglądają, jakby żywiołu nigdy tu nie było. Miasto jest wysprzątane. Gdzieniegdzie na podwórkach leżą materiały budowlane. Owszem, są drogi i miejsca zamknięte, remontowane, z uszkodzonym asfaltem. Część budynków, gdzie stała woda, jest są zamknięta, okna zabite, jednak wszystko uporządkowano. Rynek nie wygląda jak pobojowisko, na chodnikach nie zalegają wyrzucone z mieszkań meble, pościel czy domowe sprzęty. Miasto się podnosi. Tylko tak jak w Radochowie czy w zalanej części Lądka niemal brakuje przechodniów.
Gorzej jest w Stroniu Śląskim, w którym po pęknięciu wału przy tamie całe domy zabrała powódź. Tu wciąż część miejscowości jest nieprzejezdna. Niektóre budynki stoją rozwalone, tak jak stały we wrześniu. Do niektórych można wejść. Nikt nie pilnuje.
W Stroniu mają żal, że winni uszkodzenia wału przy tamie wciąż nie zostali ukarani.
W Lewinie Brzeskim na Opolszczyźnie fala zatrzymała się i woda stała dłużej. Miejscowość częściowo podniosła się po powodzi. Część domów i mieszkań ludzie wyremontowali i wrócili do normalnego życia. Inni czekają z osuszaniem do wiosny, bo teraz mija się ono z celem.
– Dwa i pół miesiąca nie pracowałam. Mój zakład fryzjerski był całkowicie zalany. Ale dzięki pieniądzom z ZUS, z cechu, zbiórce zorganizowanej przez córkę, w której udało się zebrać 5 tys. zł, od 2 grudnia znowu pracuję w wyremontowanym zakładzie – mówi nam pani Anna, która już w pierwszych dniach po powodzi wzięła się do pracy przy sprzątaniu swojego lokalu. Narzeka na to, że papierologii było dużo, prawo jest niejasne, a zapisy ustawowe pozostawiają wiele do życzenia, ale „sprawy trzeba wziąć w swoje ręce i nie czekać, aż ktoś zrobi za nas”.
Nie ma powodu świętować
W Lądku-Zdroju zatrzymałem się w hotelu Mir Jan, który poważnie ucierpiał w powodzi. – Firma ubezpieczeniowa wyceniła szkody, nie doszacowując, na ponad 4 mln zł. Przyznali milion. I to jest tyle pomocy – mówi mi Jan Olszewski, właściciel hotelu. Zamierza dochodzić reszty pieniędzy i od ubezpieczyciela, i od Wód Polskich.
Wszyscy moi rozmówcy z zalanych terenów są zgodni, że najbardziej pomogło wojsko. Na co narzekają? Na nadmiar biurokracji, niejasne kryteria przyznawania pomocy („Jeśli woda była w domu na trzy metry i zniszczyło mi wszystko, to za lampy i dużą część wyposażania musimy już sami płacić. A skąd?” – mówi córka pani Hanny), wolne tempo przyznawania pieniędzy, które nie pokryją wszystkich strat („200 tys. zł nie wystarczy na odbudowę całego mieszkania. Co najwyżej kuchni, przedpokoju i pokoju. Ceny materiałów, wyposażenia i prac budowlanych są wysokie i łatwo to zweryfikować” – mówi mieszkaniec Głuchołaz) oraz niewystarczający personel do weryfikowania podań o pomoc („W Lądku pomoc dostali tacy, co nawet wody nie widzieli. Ale dzięki pomocy wódę widzieli przez trzy miesiące. Mieli za co pić! Urzędników jest mało i boją się odmawiać pomocy, bo tamci zrobią dym w mediach. A wielu ta pomoc się po prostu nie należy” – mówi mieszkaniec z ulicy Kościuszki).
Frustracja i niepewność rzucają się w oczy. Ludzie są zrezygnowani. W Głuchołazach martwią się, czy pomoc wiosną wystarczy na wszystko. W Lądku jest za mało rąk do pracy. Urzędnicy są przemęczeni. Przedsiębiorcy liczyli na większą pomoc. Za dużo by stracili, gdyby zwinęli interes, a za mało dostają wsparcia, żeby się odbudować.
– Wizytacje gospodarcze notabli z Warszawy to za mało. Nas polityka nie interesuje. My od państwa nic nie chcemy, tylko niech nam oddadzą to, co nam zabrano – mówi jeden z mieszkańców, którego dom całkowicie zalało i teraz z rodziną wynajmuje lokum.
Do kiedy na cudzym? – Nie wiadomo. Proszę przyjechać do nas wiosną. Boże Narodzenie będzie smutne. Świętować i radować się nie ma powodu – słyszę od młodego mężczyzny, który wraca pomagać kolegom remontować mieszkanie w sobotnią zimową noc, która mogła przecież wyglądać zupełnie inaczej.
Dom w Radochowie zniszczony przez powódź (7 grudnia 2024 r.). Podobnych śladów po klęsce żywiołowej jest w okolicy więcej
Foto: Jacek Nizinkiewicz
Pokryte szlamem naczynia w hotelu MirJan w Lądku-Zdroju. Podczas wrześniowej powodzi woda sięgała tu prawie 3 metrów Jan Olszewski