Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta

Straszenie dziś Polaków wojną jest niepotrzebne i szkodliwe. Choć niestety nie jest absurdalne.

Publikacja: 21.11.2024 13:04

Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta

Foto: MAXIM SHIPENKOV/Pool via REUTERS

Wielkie globalne czy choćby lokalne konflikty, które zabierały życie milionów ludzi, często zaczynały się prawie z niczego. Od drobnego wydarzenia, konfliktu w rodzinach królewskich, ledwie iskier, jak zamach w Sarajewie, który pociągnął za sobą upadek klocków domina całego porządku światowego i kosztował życie kilkudziesięciu milionów ludzi. Zatem i dziś konfrontacji, która obejmie ogniem zagłady dużą czy choćby tylko naszą część świata, przez pokorę wobec Opatrzności wykluczyć się nie da. Niemniej, i to ważniejsze, analiza czynników, które prowadzą do finalnej konfrontacji, daje dziś wynik ujemny. I o tym będzie w tym tekście.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Donald Trump. Siewca burzy i reszta świata

Dlaczego Rosja straszy bronią jądrową, ale po nią nie sięgnie? Władimir Putin i jego tłuste koty nie chcą samozagłady

Jednak na początku kilka słów o strachu. Na globalną konfrontację przygotowuje dziś swoich głównie Moskwa. Tyle że w przypadku Putina to czysta socjotechnika, w której uczestniczy zarówno cały aparat państwowej propagandy, jak i sprzymierzona z dyktatorem Cerkiew. Owo grożenie wojną nuklearną przez Kreml, czyli operowanie eschatologicznym strachem, jest jedynym zabiegiem, który zostaje Putinowi, by usprawiedliwić wobec własnego narodu wielką ludzką i materialną ofiarę, którą ponosi dziś na ukraińskich frontach Rosja. Giną setki tysięcy rosyjskiej młodzieży, kraj (prócz skorumpowanych elit) popada w ubóstwo, izolację i coraz bardziej opresyjny totalitaryzm. Jak wytłumaczyć ludziom, że jest to konieczne? Ideologiczny bełkot o wielkiej Rosji już nie przemawia, majaczenia patriarchy Cyryla też nie, a z perspektywy rychłego zwycięstwa Rosjanie raczej się śmieją. Zostaje strach i budzenie grozy; oto Rosja staje wobec przemożnej inwazji zjednoczonych sił zła (Zachodu), musi się bronić, aż do użycia broni ostatecznej zagłady. To nasza „walka o przetrwanie” – kłamie Putin i jego akolici w rodzaju niesławnej osoby Dmitrija Miedwiediewa.

Owo grożenie wojną nuklearną przez Kreml, czyli operowanie eschatologicznym strachem, jest jedynym zabiegiem, który zostaje Putinowi, by usprawiedliwić wobec własnego narodu wielką ludzką i materialną ofiarę, którą ponosi dziś na ukraińskich frontach Rosja

Otóż to wszystko bzdury; z jednej strony. Z drugiej, ani on, ani otoczenie jego tłustych kotów nie są przygotowani i nie chcą samozagłady. Zbyt dobrze żyją. I co więcej, swojego dobrobytu będą bronić. Inaczej Zachód, tu sytuacja jest inna. W demokracjach króluje bowiem pragmatyzm i logika. O wojnie mówi się tu w kategoriach realnego zagrożenia. W Szwecji czy Finlandii nie tylko podjęto historyczne decyzje o przystąpieniu do NATO, ale drukuje się dziś i rozdaje broszurki o tym, jak przygotować się do wojny. Po co? Ano tylko po to, by ukształtowane przez dekady pokoju społeczeństwo wiedziało, jak się zachować na wypadek W. Z tych samych przyczyn wzmacnia się ochronę wschodniej flanki NATO, poprawia procedury, systemy wywiadu i wczesnego ostrzegania, wzmacnia obronę cywilną. Co szczególnie dobrze widać w Polsce, reformuje się wojsko, systemy dowodzenia, wymienia uzbrojenie czy intensywnie szkoli siły zbrojne w nowych technologiach.

To nie strach – powtórzę. To pragmatyzm i wyciąganie wniosków z historii. Czy da się uniknąć strachu? Ano nie. To nieodłączny towarzysz człowieka od początków ludzkości. Strach uświadomiony czy tylko wyczuwalny jest w ogóle domeną każdego życia. W historii cywilizacji był budulcem mitów i etosów, rozgałęzionego imaginarium, w którym od zawsze obracał się człowiek. Więc z natury sięgamy do tej biblioteki skojarzeń w sytuacji zagrożenia. Tak jak Putin straszy świat nuklearną zagładą, tak – toutes proportions gardées – zachodni autorzy, jak u nas Tomasz P. Terlikowski, przywołują Apokalipsę. Cóż, takie mają prawo, choć epatowanie wizją końca świata w takiej sytuacji jak nasza uważam za przesadę. Jakoś to rozumiem, bo do czego ma się odwoływać Terlikowski? Apokalipsa to w naszej kulturze najstarsza i najtrwalsza wizja końca; powraca zawsze w sytuacjach krytycznych. U progu czy finału wielkich wojen, jak wojna trzydziestoletnia, obie światowe, rewolucja francuska czy bolszewicka, globalne epidemie czy katastrofalne zjawiska przyrody. Przez delikatność pewnie Terlikowski nie nawiązuje do wydarzeń sprzed 80 lat z Hiroszimą na czele, bo wie, że tu przekroczyłby granice przesady. Eschatologia jest bezpieczniejsza i – jako metafora – mniej straszna.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Ani Trump, ani Kamala nie uzdrowią Ameryki w cztery lata

Jesteśmy daleko od światowego konfliktu. Chiny mają za mały arsenał nuklearny 

Miało być o tym, dlaczego daleko jesteśmy od światowego konfliktu, więc proszę bardzo. Po pierwsze, Putin chce nie tylko przetrwać, ale też wzmocnić Rosję i poszerzyć ją terytorialnie. Światowa katastrofa nuklearna stoi z tym planem w elementarnej sprzeczności. Po wtóre, moskiewski satrapa buduje ścisłe relacje międzynarodowe z takimi krajami, jak Indie czy Chiny. Dziś to cała gama krajów sfederowanych w jeden antyzachodni blok. Użycie broni nuklearnej spowodowałoby, że cała ta autokratyczna układanka rozpadłaby się jak domek z kart. Chiny boją się atomu, bo ich arsenał jest mały i nie wytrzymałby światowej konfrontacji. Inni partnerzy Putina (Indie, Wietnam, Brazylia) to kraje, które stawiają na rozwój, nie zagładę. Kolejnym argumentem jest przyszłość Ukrainy. Putin chce ją przejąć – jej bogactwa i populację – a nie zamieniać w nuklearny cmentarz. Taka Ukraina nie jest mu potrzebna. Na koniec sama Rosja, kraj wycieńczony, z gigantycznym potencjałem, ale przykrytym przez wojnę. Konflikt nuklearny spowodowałby, że spłonęłaby jak stara chałupa. Nuklearny potencjał Zachodu jest porównywalny (a pewnie i bardziej efektywny) do rosyjskiego.

Wystarczy? To może jeszcze na koniec Clausewitz: wojna to przedłużenie polityki. Także wojna ostateczna. Putin „robi” w polityce. W wojnie, co widać w Ukrainie, jest dość nieporadny. Dlatego pozostanie na szachownicy polityki, bo tylko tu ma szansę wygrać.

Wielkie globalne czy choćby lokalne konflikty, które zabierały życie milionów ludzi, często zaczynały się prawie z niczego. Od drobnego wydarzenia, konfliktu w rodzinach królewskich, ledwie iskier, jak zamach w Sarajewie, który pociągnął za sobą upadek klocków domina całego porządku światowego i kosztował życie kilkudziesięciu milionów ludzi. Zatem i dziś konfrontacji, która obejmie ogniem zagłady dużą czy choćby tylko naszą część świata, przez pokorę wobec Opatrzności wykluczyć się nie da. Niemniej, i to ważniejsze, analiza czynników, które prowadzą do finalnej konfrontacji, daje dziś wynik ujemny. I o tym będzie w tym tekście.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Jędrzej Pasierski: Dobre kino dla 6 widzów