Jan Maciejewski: Tego ci nie powiem

Nad wejściem do każdej z nich widnieje napis: „Zakaz palenia”. Ale im nie chodzi o papierosy. To ciebie chcą zgasić. Ile razy spróbujesz tam zapłonąć, włącza się alarm, przyjeżdżają odpowiednie służby, wszyscy mają poważne miny, kręcą głową z niedowierzaniem. Niech im będzie. Ty – uciekaj.

Publikacja: 30.08.2024 17:00

Jan Maciejewski: Tego ci nie powiem

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Z roku na rok coraz trudniej jest mi się powstrzymać, znaleźć jakieś okrągłe, mdło brzmiące wytłumaczenie – sam już nie wiem, przed sobą czy przed nim. Sformułować odpowiedź na to samo, pachnące mimozami, przejmujące chłodem sierpniowych wieczorów pytanie: dlaczego w zasadzie muszę tam wracać? Po co jest szkoła? Napiszę to, żeby przypadkiem mi się nie wyrwało.

Szkoła jest szczepionką. Szkodliwym zarazkiem; bakcylem ciężkiej choroby, podanej w małej dawce i odpowiednio wcześnie, w celu wytworzenia odporności. Pierwszy raz przyszło mi na myśl to skojarzenie w ubiegłym roku, w trakcie podbijania legitymacji – pieczęć szkoły na skrawku kartonu z jego zdjęciem, jak przypominająca dawka szczepienia. Swoją drogą, to nie może być przypadek, że antyszczepionkowe sentymenty występują jakby częściej wśród rodzin korzystających z edukacji domowej. Intuicje chodzą parami. Niepożądane odczyny wczesnoszkolne – któż z nas ich nie zdiagnozował, zwłaszcza jesienią?

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Ofiara losu, ofiara łaski

Świnka, odra, różyczka, instytucja – wolę się na nie uodpornić, niż udawać, że nie istnieją. Szkoła jest pierwszym poważnym zetknięciem z tym ostatnim paskudztwem. Dalej będzie tylko gorzej; ławki zmienią się w biurka, szerokie uśmiechy nauczycielek w rozbiegany wzrok project managerów, długie przerwy w biurowe lunche, świadectwa w kwartalne wskaźniki i tak dalej. Można – jak Ken Kesey – widzieć w instytucji kombajn, za sterami którego zasiada demoniczna siostra Ratched. Mieli wszystko, co stanie na jej drodze; każde żywe, swobodnie rosnące źdźbło dostanie się w jej tryby; za sobą pozostawi rządki martwych, precyzyjnych, suchych stosów siana.

Tak, „Lot nad kukułczym gniazdem” to jeden z antybiotyków najskuteczniej zwalczających w człowieku bakcyle instytucjonalnej choroby. Bo czy każdy urząd, instytut, placówka – nie jest w rzeczy samej domem wariatów? 

Tak, „Lot nad kukułczym gniazdem” to jeden z antybiotyków najskuteczniej zwalczających w człowieku bakcyle instytucjonalnej choroby. Bo czy każdy urząd, instytut, placówka – nie jest w rzeczy samej domem wariatów? I to takim, do którego relatywnie normalni ludzie zapisują się z własnej woli. Tak jest bezpieczniej, spokojniej – ch…, ale stabilnie. Pierwszym z objawów instytucji jest letarg. Bezwolny dryf po falach procedur. Na Keseya jeszcze przyjdzie czas, na razie odtruwamy go „Mikołajkiem”.

Ukryty, nigdy niewypowiedziany, ale niezmienny cel każdej z nich – zrobić z ciebie Ananiasza; przeflancować na pupilka Naszej Pani. Zawsze przygotowanego, martwego w środku, gładkiego z zewnątrz pieszczoszka wszystkich instytucji. Ananiaszy się nie bije (w końcu noszą okulary), z Ananiaszami się nie bawi. Lepiej być wiecznie śpiącym Kleofasem albo i Alcestem z nieodłączną bułeczką czekoladową w buzi, lepiej pisać linijki, zostawać za karę po lekcjach, niż być Niedotykalnym. On już przegrał, stanął po stronie Opiekunów i Dyrektorów. Nawet Rosół nie każe mu patrzeć prosto w oczy, bo wie, że nic by tam nie zobaczył. I druga lekcja Goscinnego: prawdziwe życie dzieje się na przerwie. Szkoła, jak każda instytucja, ma swój plan. Ty musisz mieć własny. Musisz się jej wymknąć. Inaczej skosi cię i przemieli w swoich trybach. Zapadniesz na Instytucje i już nigdy się nie wyleczysz.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: By zobaczyć, gdzie zaczyna się transhumanizm, wystarczy wyłączyć adblocka

Nie poczujesz żaru ani pasji, bo te przychodzą bez żadnego trybu, poza planem i procedurą. Natkniesz się na nie tylko w samotności, idąc własną drogą. Omijając ośrodki i placówki jak tyczki podczas slalomu. Czasem dostaniesz którąś z nich prosto w zęby – bywa i tak. Ale to i tak lepsze, niż poczuć się bezpiecznie i komfortowo w jej murach. To jak pokochać kajdany.

Nad wejściem do każdej z nich widnieje napis: „Zakaz palenia”. Ale im nie chodzi o papierosy. To ciebie chcą zgasić. Ile razy spróbujesz tam zapłonąć, włącza się alarm, przyjeżdżają odpowiednie służby, wszyscy mają poważne miny, kręcą głową z niedowierzaniem. Niech im będzie. Ty – uciekaj. Omijaj procedury, rób zaległości, nadrabiaj na zewnątrz, na powietrzu. Szukaj tlenu. Płoń.

Nie mogę ci tego powiedzieć. Nie dlatego, żebyś powtórzył to swojej pani – nie podejrzewam cię o to. Nie mogę, bo sam musisz do tego dojść. To musi być twoja ucieczka. Każdy ma własną. Z Instytucji nikt cię nie wyleczy – poza tobą.

Z roku na rok coraz trudniej jest mi się powstrzymać, znaleźć jakieś okrągłe, mdło brzmiące wytłumaczenie – sam już nie wiem, przed sobą czy przed nim. Sformułować odpowiedź na to samo, pachnące mimozami, przejmujące chłodem sierpniowych wieczorów pytanie: dlaczego w zasadzie muszę tam wracać? Po co jest szkoła? Napiszę to, żeby przypadkiem mi się nie wyrwało.

Szkoła jest szczepionką. Szkodliwym zarazkiem; bakcylem ciężkiej choroby, podanej w małej dawce i odpowiednio wcześnie, w celu wytworzenia odporności. Pierwszy raz przyszło mi na myśl to skojarzenie w ubiegłym roku, w trakcie podbijania legitymacji – pieczęć szkoły na skrawku kartonu z jego zdjęciem, jak przypominająca dawka szczepienia. Swoją drogą, to nie może być przypadek, że antyszczepionkowe sentymenty występują jakby częściej wśród rodzin korzystających z edukacji domowej. Intuicje chodzą parami. Niepożądane odczyny wczesnoszkolne – któż z nas ich nie zdiagnozował, zwłaszcza jesienią?

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne