Tomasz Terlikowski: Urok zakonu w Chevetogne

Wakacje to dla wielu czas spełniania marzeń. Tak jest i dla mnie, bo po wielu latach od momentu, gdy zetknąłem się z nazwą zakon w Chevetogne, wreszcie udało mi się tam dotrzeć.

Publikacja: 09.08.2024 17:00

Tomasz Terlikowski: Urok zakonu w Chevetogne

Foto: Wikimedia Commons/ATTRIBUTION 3.0 UNPORTED/

Jeśli ktoś kiedykolwiek zajmował się kiedykolwiek dialogiem między prawosławiem a katolicyzmem, a szerzej dialogiem ekumenicznym, to z pewnością poznał tę nazwę. Chevetogne to benedyktyńskie opactwo założone, by prowadzić w nim dialog z prawosławiem i pracować na rzecz zjednoczenia Kościoła. Obok siebie są dwa kościoły – bizantyjski i łaciński, w których modlą się benedyktyni należący do tradycji wschodniej i zachodniej. Żyją razem, choć liturgię sprawują osobno, a na wspólnym cmentarzu pochowani są obok siebie, choć pod różnymi krzyżami.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Spór między chrześcijany

Zaskakujący zakon w Chevetogne

Inaczej wyobrażałem sobie to miejsce, gdy po raz pierwszy czytałem o ich pracy, a było to pewnie z 30 lat temu. Gdy wreszcie jako blisko 50-latek dotarłem wczoraj do tego miejsca, zaskoczenie było ogromne. Zieleń wokół aż biła po oczach, bo klasztor znajduje się na głębokiej belgijskiej wsi. Otoczony jest pięknymi widokami, choć stoi samotny. Czerwona cegła dawnego zamku mile koresponduje z bielą bizantyjskiej świątyni, a otaczające klasztor alejki zachęcają do wędrówki. Gdy dotarliśmy, w środku było pusto. Mnisi zapewne, biorąc pod uwagę czas i zapach, którym przesiąknięte były korytarze (zupa jarzynowa, czyli jak to ujęły moje dzieci, zapach każdego klasztoru), jedli obiad, a kościół i dolna kaplica były wolne. Bizantyjskie freski, jak zawsze, robiły ogromne wrażenie, choć w ciszy, pozbawione liturgicznej oprawy, nie mogły przemawiać w pełni. Kadzidło, którego zapach wypełniał całe to miejsce, wznosiło duszę ku Bogu, a radość z dotarcia w to miejsce uzupełniała moją skalę uczuć.

Kościół niewątpliwie nie jest w Belgii najmocniejszą instytucją, ale właśnie w takich miejscach jak Chevetogne, czuje się szczególnie mocno, że nawet to, co obumiera, wygasa, traci znaczenie w teraźniejszości, mimo wszystko określa ją i determinuje.

Jednak, gdybym miał powiedzieć, gdzie naprawdę czuło się znaczenie tego miejsca, to byłby to niewielki zakonny cmentarz. Proste łacińskie i wschodnie krzyże, nazwiska walońskie i flamandzkie obok siebie (co przecież w Belgii wcale nie jest takie oczywiste), oznaczenie grobu kogoś, kto był sprawiedliwym wśród narodów świata i widok na klasztor – wszystko to robiło szczególne wrażenie. Śmierć nie tyle kończy wszystko, ile wszystkiemu nadaje odpowiednią perspektywę. Dopiero ona sprawia, że rozumiemy przeszłość, ona pozwala docenić i ocenić życie, a także zmierzyć się z nim. I chodzi zarówno o doświadczenie jednostek, jak i wspólnot.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Co hejtowanie rywalki Polki ma wspólnego z chrześcijaństwem

Kościół nie jest w Belgii najmocniejszą instytucją. W Chevetogne się to czuje

Kościół niewątpliwie nie jest w Belgii najmocniejszą instytucją, ale właśnie w takich miejscach jak Chevetogne, czuje się szczególnie mocno, że nawet to, co obumiera, wygasa, traci znaczenie w teraźniejszości, mimo wszystko określa ją i determinuje. „Rzeczywistość historyczna” – pisał towarzyszący mi w trakcie wakacji jako lektura Mikołaj Bierdiajew – „uważana za przeszłą, jest autentyczną i trwającą rzeczywistością, nie znikającą i nie umierającą, a wchodzącą w jakąś rzeczywistość wieczną”. Bierdiajew oczywiście rozumie to w sposób gnostycki, odwołujący się do Jacoba Böhmego, ale nawet jeśli pozbawić jego pisarstwo tego elementu, to uwagi o pamięci wciąż brzmią niesamowicie. „Pamięć jest tą zasadą, która prowadzi nieustanną walkę ze śmiercionośną zasadą czasu. Pamięć jest walką ze śmiercionośną zasadą czasu w imię wieczności” – uzupełniał filozof.

I stojąc nad grobami mnichów w Chevetogne, trudno mi było nie mierzyć się z tą myślą. Oni odeszli, ich dzieło trwa, choć niewątpliwie mniej do klasztoru przychodzi mnichów, a nadzieje na zjednoczenie Kościołów wciąż się nie spełniły. Tyle że to nie ma większego znaczenia, bo z jednej strony trwa pamięć ich działania, a z drugiej teraźniejszości wielu chrześcijan nie da się zrozumieć bez ich pracy, modlitwy, działania. One trwają, nawet jeśli pewne ich formy przemijają. A zieleń wciąż jest taka sama.

Jeśli ktoś kiedykolwiek zajmował się kiedykolwiek dialogiem między prawosławiem a katolicyzmem, a szerzej dialogiem ekumenicznym, to z pewnością poznał tę nazwę. Chevetogne to benedyktyńskie opactwo założone, by prowadzić w nim dialog z prawosławiem i pracować na rzecz zjednoczenia Kościoła. Obok siebie są dwa kościoły – bizantyjski i łaciński, w których modlą się benedyktyni należący do tradycji wschodniej i zachodniej. Żyją razem, choć liturgię sprawują osobno, a na wspólnym cmentarzu pochowani są obok siebie, choć pod różnymi krzyżami.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi
Plus Minus
Przydałaby się czystka