Manuel Valls: Największy błąd Macrona

Francuska demokracja znalazła się w potrzasku skrajnej lewicy i skrajnej prawicy. Aby przetrwać, musi w nachodzących dniach się z niego wyrwać - mówi Manuel Valls, były premier Francji.

Publikacja: 21.06.2024 10:00

Manuel Valls przekonuje, że rozpisując przedterminowe wybory, Emmanuel Macron może wciągnąć w kryzys

Manuel Valls przekonuje, że rozpisując przedterminowe wybory, Emmanuel Macron może wciągnąć w kryzys całą Europę

Foto: Ludovic MARIN/POOL/AFP

Plus Minus: Na wiadomość o wynikach wyborów do Parlamentu Europejskiego we Francji Donald Tusk powiedział, że to jakiś dramat…

Dramatem mogą okazać się dopiero skutki tych wyborów!

Po Zjednoczonym Królestwie brexitu, Ameryce Donalda Trumpa, Polsce PiS-u przyszła kolej na Francję Marine Le Pen?

Demokracje zachodnie z pewnością przechodzą przez poważny kryzys spowodowany zalewem populizmu, nacjonalizmu. Poczucie upadku klasy średniej wzbudza strach przed przyszłością. Do tego dochodzi wrażenie braku bezpieczeństwa, obawy przed nadmierną imigracją, islamem. Ludzie są zagubieni, wielu przeżywa kryzys tożsamości. Ich lęki pogłębił w ostatnich latach skok inflacji i związane z tym załamanie mocy nabywczej. To otworzyło w całej Europie pole do działania dla demagogów z ich prostymi odpowiedziami na złożone problemy. Tym bardziej że ugrupowania głównego nurtu zdają się bezsilne wobec piętrzących się problemów.

Ale są też okoliczności szczególne dla Francji. Poparcie dla skrajnej prawicy systematycznie rośnie w moim kraju już od 1983 r. To jest 40 lat! Najpierw chodziło o głos protestu, ale stopniowo skrajna prawica stała się w oczach wielu Francuzów wiarygodną siłą polityczną, alternatywą dla sprawowania rządów. Pozycję Marine Le Pen bardzo wzmocnił też sukces Giorgii Meloni we Włoszech. Została premierem jesienią 2022 r. i od tego czasu nic się z Włochami złego nie stało, przynajmniej na pierwszy rzut oka. To uspokaja potencjalnych wyborców skrajnej prawicy.

Wreszcie płacimy za kryzys, jaki dotknął Francję w 2017 r. Już wówczas Francuzi mieli dosyć tradycyjnych partii politycznych, umiarkowanej prawicy i umiarkowanej lewicy. Chcieli czegoś nowego. Na tej fali wyrósł Emmanuel Macron: prezydent młody, błyskotliwy, proeuropejski. Tyle że teraz to Macron staje się ofiarą tej chęci pozbycia się dotychczas rządzących. A ponieważ nie ma nikogo innego, kto kojarzyłby się z efektem nowości, pozostaje skrajna prawica. Bo ona jeszcze nie rządziła.

Tak jak Macron siedem lat temu, tak teraz skrajna prawica może więc zepchnąć na margines dotychczasowe siły polityczne i utorować sobie drogę do władzy?

Urodziłem się w 1962 r. Moje pokolenie nigdy nie wyobrażało sobie, że Zjednoczenie Narodowe, a wcześniej Front Narodowy mogą rządzić krajem. Owszem, były chwile strachu, jak w 2002 r., kiedy Jean-Marie Le Pen wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich. Ale kiedy okazało się, że dostał 18 proc. głosów, wszystko szybko wróciło do normy. Dziś jednak sondaże mówią jasno, że skrajna prawica może wygrać wybory, przejąć władzę. To jest więc absolutnie wyjątkowa sytuacja w historii francuskiej demokracji.

Czytaj więcej

George Simion: Europa musi znów stać się normalna

Manuel Valls: Francja może wyjść z tych wyborów niezwykle osłabiona 

Ogłaszając 9 czerwca przedterminowe wybory, Emmanuel Macron wywołał konsternację, niedowierzanie i niezrozumienie nawet wśród swoich najbliższych współpracowników. Premier Gabriel Attal, który był przeciwny temu ruchowi, uznał, że inicjatywa prezydenta jest „brutalna”. Macron popełnił błąd?

Rozpisując przedterminowe wybory, prezydent otworzył zawór, który utrzymywał Zjednoczenie Narodowe w opozycji. Nic go do tego nie obligowało. Zdecydował się na to, nie pozostawiając sobie czasu na budowę koalicji sił republikańskich, co zresztą powinien był robić już od dwóch lat, kiedy w poprzednich wyborach parlamentarnych jego ugrupowanie straciło większość. W ten sposób wywołał falę uderzeniową, która nie wiadomo, gdzie się zatrzyma. W chwili gdy trwa wojna w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, a do władzy może wrócić Donald Trump, Francja może wyjść z tych wyborów niezwykle osłabiona, podzielona.

Macron wykluczył jednak złożenie urzędu, gdyby skrajna prawica zdobyła większość parlamentarną. Francja ma ustrój prezydencki. Czy to nie oznacza, że realna władza pozostanie w Pałacu Elizejskim?

W latach 1997–2001 byłem rzecznikiem premiera Lionela Jospina, który wywodził się z Partii Socjalistycznej, podczas gdy głową państwa pozostawał gaullista Jacques Chirac. Widziałem więc z bliska, co oznacza kohabitacja. Prezydent faktycznie ma we Francji dużą władzę, ale tylko kiedy utrzymuje większość w Zgromadzeniu Narodowym. Jednak gdy jest jej pozbawiony, jego pole manewru bardzo się zawęża. Dotyczy to w szczególności polityki krajowej, gdzie właściwie premier ma pełnię władzy.

To może Macron umyślnie chce teraz oddać władzę Zjednoczeniu Narodowemu, aby pokazać, jak bardzo skrajna prawica jest nieprzygotowana do rządzenia, i w ten sposób uniemożliwić zwycięstwo Marine Le Pen w wyborach prezydenckich w 2027 r.?

Eksperymenty chemiczne są bardzo niebezpieczne. Mieszając różne substancje, można doprowadzić do eksplozji. Nie sądzę, aby prezydent miał taki makiaweliczny plan.

W ciągu ledwie trzech tygodni, jakie miną między wyborami do Parlamentu Europejskiego a wyborem nowego składu Zjednoczenia Narodowego, da się odwrócić ogromny sukces skrajnej prawicy, na którą głosowało 9 czerwca niemal 40 proc. Francuzów, grubo ponad dwa razy więcej niż na obóz prezydencki?

To są inne wybory. Wielu Francuzów traktuje te pierwsze jako swoiste ostrzeżenie pod adresem sprawujących władzę bez realnych skutków dla kondycji kraju. W drugich już nie ma żartów: wiadomo, że zdecydują o losie kraju. Dlatego spodziewam się w nich o wiele większej mobilizacji: przynajmniej o 25 pkt proc. większej frekwencji niż w eurowyborach, w których wzięła udział nieco ponad połowa uprawnionych. Sądzę też, że ci, którzy odrzucają skrajny populizm, tak z prawej, jak i z lewej, odnajdą się wokół tego, co najważniejsze: wartości republikańskich. François Hollande (socjalistyczny prezydent w latach 2012–2017 – red.) i Raphaël Glucksmann (lider Partii Socjalistycznej – red.) popełniają fundamentalny błąd moralny i polityczny, wchodząc w sojusz z Francją Niepokorną radykała Jeana-Luca Mélenchona. To jest alians zbudowany wokół programu gospodarczego, który jest absurdalny. Zakłada choćby obniżenie wieku emerytalnego ponownie do 60. roku życia w czasach, gdy długość życia rośnie, przyrost naturalny spada, a zadłużenie państwa jest bardzo wysokie.

Emmanuel Macron uważa, że lewicowiec Mélenchon jest równie niebezpieczny dla Francji co Le Pen. Ma rację?

Absolutnie! We Francji Niepokornej jest frakcja, która uważa, że atak Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. był wyrazem uprawnionego oporu ludu palestyńskiego przeciwko Państwu Żydowskiemu. To jest strategia przyciągania głosów francuskich muzułmanów kosztem francuskich Żydów. Chodzi więc nie o sprawę marginalną, ale o niedopuszczalny akt antysemityzmu. Ale Mélenchon miał też dokładnie takie samo podejście do Rosji Putina co Le Pen. Jak więc można wchodzić w sojusz z takimi ludźmi? Francuska demokracja znalazła się w potrzasku skrajnej lewicy i skrajnej prawicy. Aby przetrwać, musi w nachodzących dniach się z niego wyrwać.

Tylko z kim budować większość w obronie republiki? Gaulliści z konserwatywnej partii Republikanie zostali zmarginalizowani, liberałowie z obozu prezydenckiego są w głębokiej defensywie.

To będzie niezwykle trudne. Jednak specyfika wyborów do Zgromadzenia Narodowego jest we Francji taka, że chodzi de facto o 577 oddzielnych starć opartych na ordynacji większościowej i rozpisanych na dwie tury. W każdym z tych okręgów trzeba więc budować sojusze między partią prezydenta a umiarkowaną lewicą czy też Zielonymi z jednej strony oraz Republikanami z drugiej. To jest żmudna praca, ale innej metody nie ma. Jestem jednak też przekonany, że jeśli w wyniku wyborów Zjednoczenie Narodowe nie uzyska bezwzględnej większości, to w nowym parlamencie zacznie tworzyć się zupełnie nowy sojusz obrońców demokracji. Tyle że prezydent Macron będzie musiał zmienić sposób postępowania i zacząć naprawdę wychodzić naprzeciw potencjalnym koalicjantom.

Prezydent zrobił błąd, rozwiązując Zgromadzenie Narodowe?

Nikt tego nie oczekiwał poza Zjednoczeniem Narodowym. Tym bardziej że wcześniej z Pałacu Elizejskiego płynęły sygnały, iż niezależnie od wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego do czegoś podobnego nie dojdzie. Inaczej, gdyby jesienią został odrzucony projekt budżetu: wtedy nie byłoby innej opcji jak przedterminowe wybory. Teraz jednak prezydent naraził kraj na zupełnie niepotrzebne ryzyko. Więcej: to cała Europa może też zostać wciągnięta w wielki kryzys, i to w decydującej chwili dla Ukrainy.

Republikanie, spadkobiercy ugrupowań gaullistowskich, dali czterech prezydentów V Republiki: samego generała de Gaulle’a, Georgesa Pompidou, Jacquesa Chiraca i Nicolasa Sarkozy’ego. Jednak dziś grozi im marginalizacja, skoro dotychczasowy przywódca partii Eric Ciotti, dokonując czegoś na kształt zamachu stanu, próbował zmusić całe ugrupowanie do współpracy z Le Pen. Już wcześniej sondaże dawały tej formacji 9 proc. poparcia. Teraz może być trudno zaliczyć 5 proc., które upoważniają do wprowadzenia deputowanych. Co się stało?

Już jako premier (2014–2016) spodziewałem się rozpadu Partii Socjalistycznej. Za dużo było w niej sprzeczności. I faktycznie, w 2017 r. na jej gruzach powstała z jednej strony radykalna Francja Niepokorna Jeana-Luca Mélenchona, z drugiej liberalna En Marche! Emmanuela Macrona. W czasach silnej polaryzacji polityki to samo zdarzyło się jednak i wśród gaullistów. Tu jednak ten proces przyspieszył skandal korupcyjny, który pogrążył zdawało się murowanego kandydata na prezydenta Françoisa Fillona. Ale dziś jesteśmy świadkami kolejnego etapu procesu polaryzacji francuskiej polityki. Nie tylko liberałowie Macrona, ale i Republikanie znaleźli się w potrzasku skrajnej lewicy i skrajnej prawicy. Tym bardziej że dla większości Francuzów Zjednoczenie Narodowe jest ugrupowaniem, na które można głosować bez wstydu. Nastąpiła jego całkowita dediabolizacja.

V Republika jest dziełem de Gaulle’a. Jeśli zniknie gaullizm, Francja będzie potrzebowała innego ustroju?

Dzieło de Gaulle’a jest częścią historii kraju, każdy ma do niego prawo. Wszyscy jesteśmy więc w jakimś stopniu gaullistami. Gaullizm więc nie zniknie. Trzeba też pamiętać, że o ile Partia Socjalistyczna i Republikanie są słabi na poziomie krajowym, o tyle już nie lokalnym – w miastach, gminach mają wciąż ogromne wpływy. To dlatego mają tak silną pozycję w Senacie. W ostatecznym rachunku o tym, jak będzie wyglądała francuska scena polityczna, zdecyduje jednak to, kto spełni żądania Francuzów. W kraju jest ogromne oczekiwanie na przywrócenie porządku. Odzyskanie kontroli nad imigracją. Mówiłem już lata temu, że nie można przyjmować tak dużej liczby biednych imigrantów, bo to w końcu przełoży się na bezpieczeństwo kraju. Ale wówczas oskarżano mnie o to, że poddaję się wpływom skrajnej prawicy! Byłem izolowany na lewicy.

Czyli Zjednoczenie Narodowe miało rację?

Laurent Fabius jako premier wywodzący się z Partii Socjalistycznej mówił już w 1984 r., że Jean-Marie Le Pen (ojciec Marine Le Pen i twórca Frontu Narodowego, poprzednika Zjednoczenia Narodowego – red.) stawia właściwe pytanie, ale daje na nie niewłaściwe odpowiedzi. Ceną za poddanie kontroli imigracji, zapewnienie bezpieczeństwa kraju nie może być rezygnacja z rządów prawa, demokracji.

Czytaj więcej

Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela

Bruksela nakłada karne na cła import aut elektrycznych z Chin. Nigdy nie jest za późno na dobrą politykę

Jest jednak jeszcze jeden zasadniczy powód wzrostu wpływów skrajnej prawicy. To polityka forsownej liberalizacji, prowadzona przez wiele lat przez Komisję Europejską. Globalizacja przyniosła wiele korzyści, ale też doprowadziła do przeniesienia produkcji z takich krajów jak Francja do miejsc, gdzie koszty są niższe. Pan jako „francuski Tony Blair” brał w tym udział.

Uważam się za socjalliberała, nie będę temu zaprzeczał. Kiedy byłem premierem, było już jednak jasno widać problemy związane z globalizacją. Bruksela zaczęła zmieniać kierunek działania. Dziś nakłada karne cła na import aut elektrycznych z Chin. Nigdy nie jest za późno na dobrą politykę. Cieszę się, że Europa znów rozwija przemysł.

Minęło pół roku od klęski PiS w wyborach parlamentarnych w październiku 2023 r. Spodziewał się pan, że nadejdzie chwila, w której to Polska będzie pokazywała Francji, ojczyźnie Deklaracji praw człowieka i obywatela, jak pokonać populizm, bronić demokracji?

Polska jest wielkim krajem, którego Francja powinna była słuchać wiele razy. Także gdy ostrzegał przed rosyjskim imperializmem. Na szczęście kryzysy populizmu, przez które przechodzą zachodnie demokracje, są możliwe do pokonania. Pokazuje to Wielka Brytania, gdzie po porażce brexitu po władzę idą labourzyści. Partia Pracy także przechodziła przez fazę antysemityzmu, demagogii. Musiała pozbyć się Jeremy’ego Corbyna.

Francja jest drugim najważniejszym krajem Unii Europejskiej. Przejęcie władzy przez Zjednoczenie Narodowe będzie oznaczać koniec integracji?

Tego nikt nie wie. Marine Le Pen mówi wiele rzeczy, potem z wielu, jak wyprowadzenie kraju ze strefy euro, się wycofuje. Jest też kwestia respektowania rządów prawa. Mamy tu bardzo złe doświadczenia z Węgrami, niepokojący rozwój wydarzeń we Włoszech. Czy to samo czeka Francję w razie zwycięstwa Zjednoczenia Narodowego? Z pewnością francuska demokracja przechodziłaby wtedy przez poważne wstrząsy. Ale mamy silne instytucje, jak Radę ds. Audiowizualnych czy Radę Konstytucyjną, które, wierzę, powstrzymają osuwanie się kraju ku autorytaryzmowi.

Manuel Valls

W latach 2014–2016 premier Francji. Polityk, samorządowiec pochodzenia hiszpańskiego. Zaczynał od działalności w Partii Socjalistycznej, od kilku lat związany z ugrupowaniem Emmanuela Macrona En Marche!, obecnie jeden z najbliższych sojuszników prezydenta.

Eric Fougere/Corbis via Getty Images

Kup e-book „Francja. Radość życia”

Plus Minus: Na wiadomość o wynikach wyborów do Parlamentu Europejskiego we Francji Donald Tusk powiedział, że to jakiś dramat…

Dramatem mogą okazać się dopiero skutki tych wyborów!

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
„Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”: O śmierci i umieraniu
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Puppet House”: Kukiełkowy teatrzyk strachu
Plus Minus
„Epidemia samotności”: Różne oblicza samotności
Plus Minus
„Niko, czyli prosta, zwyczajna historia”: Taka prosta historia
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Katarzyna Roman-Rawska: Otwarte klatki tożsamości