Postęp techniczny zmienia oblicze hazardu, a zakłady bukmacherskie przenoszą się do sieci. Wystarczy wejść na jedną z kilkudziesięciu stron internetowych lub skorzystać z odpowiedniej aplikacji, by obstawić nadchodzący mecz piłkarski albo wynik wyborów prezydenckich w Gwatemali. Problem w tym, że w Kalifornii tego typu usługi są nielegalne. Tym samym ludzie marzący o szybkim zarobku połączonym z niemałym ryzykiem muszą korzystać z usług pracujących na czarno „buków”.
Takim człowiekiem jest Danny (znany z filmu „Wszystko o moim starym” Sebastian Maniscalco), który prowadzi interesy z fotela w samochodzie. Niby ma biuro, w którym pracuje jego siostra (Vanessa Ferlito), ale rzadko w nim przebywa. Częściej krąży po Los Angeles ze współpracownikiem, potężnie zbudowanym byłym zawodnikiem futbolu, niejakim Rayem (Omar Dorsey). Długi trzeba przecież jakoś ściągnąć, wygrane wypłacić, a zyski ukryć w bankowej skrytce. A przede wszystkim działać tak, żeby policja nie dowiedziała się o niczym.
Twórcą serialu jest Chuck Lorre, jedna z legend amerykańskiej telewizji. To współautor takich sitcomów jak „Dwóch i pół” czy „Teoria wielkiego podrywu”. Zapożyczył z nich format – odcinki trwają niespełna pół godziny – jednak zrezygnował ze śmiechu z puszki. Podczas pracy nad „Bukmacherem” poznał blaski i cienie tego specyficznego zawodu, rozmawiał z ludźmi, którzy przez hazard stracili niemal wszystko, a nawet wylądowali na ulicy. Wiele zasłyszanych opowieści umieścił w serialu, najczęściej lekko je podkręcając. Nie dążył bowiem do realizmu. Od początku do końca chciał widzów bawić.
Czytaj więcej
„Plan wycieczki” przynosi nowy rodzaj bohatera – to zabójca z bobasem w nosidełku.
Podczas seansu okazuje się, że stereotypowy obraz bukmachera – brutala ściągającego długi z kijem baseballowym w garści – daleki jest od prawdy. Danny stara się nie stosować przemocy. Często sam pada jej ofiarą, ponieważ dłużnicy nie zawsze chcą mu płacić. Mają nad nim tę przewagę, że zawsze mogą złożyć zeznania na policji i pozbyć się nachodzącego ich buka. Tyle że wtedy będą spaleni w mieście i już nie zagrają (a z reguły są od zakładów uzależnieni). To klasyczny pat, który wszystkim gwarantuje bezpieczeństwo.