Abdel Kasim Jasem al-Hammadi wegetuje z całą rodziną koło wioski Faur w libańskiej dolinie Bekaa od 12 lat. Nie, nie wygląda na zabiedzonego uchodźcę. Co gorsza, nabrał w tym swoim nieszczęściu jakiejś nadzwyczajnej godności. To trochę jak syndrom sztokholmski. Uzależnił się od swojego losu, wygnania, beznadziei. Nie potrafi chyba już bez niego żyć. Gdy stoi pośrodku czystego jak laboratorium namiotu, w tej swojej zadbanej, higienicznej galabii, w chuście na głowie, z różańcem w ręku, wygląda jak szejk jakiegoś zamożnego pustynnego klanu. Można by go wziąć bez charakteryzacji do nowej wersji „Lawrence’a z Arabii”. Wysoki, postawny, szczupły, błyska w półmroku srebrnym zębem. Z twarzy promienieje duma, że nie mieszka na śmietniku, a ten obóz, namioty są jak obozowiska dawnych królów. Fotografuję go z pasją, a on pozuje z cierpliwością jak Naomi Campbell. Może to jedyna taka chwila w całym jego życiu. Ale – jednocześnie – ta duma, ta jego uchodźcza pycha jest z gruntu fałszywa.
Koczowisko, któremu przewodzi, jest na cudzej ziemi. Właścicielowi, libańskiemu chłopu, który przyjął uchodźców z Aleppo, płacą rocznie 200 dolarów od namiotu. Cały obóz to 30 namiotów. Gnieździ się w nich 150 osób. Zasmarkane, przemykające między nogami dorosłych dzieci, wnuki Abdela. W większości urodzone już tu. Nie znają innego życia. Synowie, córki pamiętają Aleppo. Choć coraz słabiej. Kiedyś mieli domy, gospodarstwa, kamienice. Dziś wrastają coraz gęstszymi korzeniami w cudzą ziemię doliny Bekaa. W środku jest całkiem schludnie. Betonowa wypolerowana podłoga. Lśni. W rodzinnej kuchni kobiety uwijają się z workami mąki. Jakieś beczki. Puszki z dżemem. Mleko w proszku. Coś gotują. W środku iluzja normalności. Tyle że na zewnątrz widać, że to cudza farma. Namioty ustawione ciasno. Pomiędzy nimi sznurki na bieliznę. Belki, cegły. Wszystko pokryte grubą warstwą pyłu. Wokół podzielone miedzami pola. Budynki gospodarcze. A koczowisko wygląda jak śmietnik. Ot, zasadnicza sprzeczność w postrzeganiu świata z zewnątrz i od wewnątrz. Pytam sam siebie, czy jedno, czy drugie jest iluzją? Doprawdy nie wiem. Jedno prawda i drugie. Ale bardzo się od siebie różnią.
Czytaj więcej
Kolejne porażki z pewnością ani partii, ani prezesa Kaczyńskiego nie wzmocnią. Co więcej, zakładam, że przyczynią się do finału jego politycznej kariery.
Muzułmanie nie pomagają
Abdel i kilku starszych koczowiska piją herbatę na rozłożystym ganku jakiegoś budyneczku. Siedzą w cieniu, to ważne. Bo z nieba leje się tak wściekły ukrop, że nie da się oddychać. Uśmiechnięci, wyluzowani.
– Ile lat tu jesteście? – pytam.