Wielki karnawał Pomarańczowej Alternatywy

Fala strajków z lat 80. ubiegłego wieku przerodziła się w wykonaniu młodzieży w szydercze happeningi, często w rytmie karnawałowym. Prymat w nich wiodła wrocławska Pomarańczowa Alternatywa i jej oddziały w innych miastach.

Publikacja: 10.02.2023 17:00

Pomarańczowa Alternatywa narodziła się we Wrocławiu. Była formą protestu młodzieży przeciwko PRL-ows

Pomarańczowa Alternatywa narodziła się we Wrocławiu. Była formą protestu młodzieży przeciwko PRL-owskiej rzeczywistości. Najczęściej przybierała formę szyderczych happeningów. Z Wrocławia szybko rozlała się na inne miasta – w tym Warszawę. W kwietniu 1988 r. odbyły się tam „Stosunkowo Wielkie Manewry AntyMON – SB” organizowane przez Pomarańczowa Alternatywę i NZS (na zdjęciu). Miały ośmieszyć absurdalne zajęcia wojskowe, ktorych zniesienia domagali się studenci w całej Polsce

Foto: Krzysztof Wójcik/Forum

W drugiej połowie lat 80. XX wieku okres karnawału należał do tych jasnych punktów codzienności, które oświetlały prozę poszukiwań żywności na kartki, stania w kolejkach, polowania na najbardziej potrzebne rzeczy. Niezwykle popularne były domowe spotkania młodzieży, gdzie można było się czuć w miarę swobodnie lub mniej czy bardziej zorganizowane potańcówki, dancingi, na których królowała polska wódka, a czasami można było wygrać deficytowe towary, próżno poszukiwane w sklepach.

Końcówka lat 80. to także czas, kiedy na ulicach dochodziło do różnego rodzaju akcji protestacyjnych, których organizatorami zazwyczaj były Federacja Młodzieży Walczącej, Ruch „Wolność i Pokój”, Ruch Młodzieży Niezależnej, Solidarność Walcząca czy Polska Partia Socjalistyczna – Rewolucja Demokratyczna. Na ich tle wyróżniała się jeszcze jedna organizacja, mianowicie istniejąca od 1981 r. we Wrocławiu Pomarańczowa Alternatywa, zazwyczaj kojarzona z Waldemarem Fydrychem zwanym „Majorem”, który ogłaszał się samozwańczym dowódcą „twierdzy Wrocław”.

Czytaj więcej

Jak powojenna szkoła wstawała z kolan

Dlaczego kapturek jest czerwony

Na ulicach Wrocławia nieustannie były toczone boje pomiędzy milicjantami a młodzieżą, która za wszelką cenę starała się zawłaszczyć dla siebie przestrzeń miasta, szczególnie jego centrum z rynkiem oraz pobliskimi ulicami i placami. Nie inaczej było 16 lutego 1988 r., gdy PA zorganizowała happening pod nazwą „Karnawał Rio-botniczy”, nazywany też „Hokus Pokus, czyli śledzik nad Odrą”, odwołując się oczywiście do słynnych zabaw w Rio de Janeiro czy São Paulo.

W przeddzień spotkania w całym mieście pojawiły się plakaty zapraszające na to wydarzenie, które miało rozpocząć się na ulicy Świdnickiej, nieopodal przejścia podziemnego. Start karnawału wyznaczono na godzinę 16. Na plakatach pojawiło się hasło imprezy: „Radosne święto ludzkiej masy rozedrganej w pląsach”. W piśmie „Hokus-Pokus” zapraszano wrocławian na bal, który miał przyćmić Las Vegas. Proszono o włożenie masek, aby być nierozpoznawalnym, przyniesienie instrumentów, najlepiej pokryw od garnków, oraz radia tranzystorowego lub magnetofonu z „fajną kasetą”. Najpierw, zgodnie z tradycjami balów, miał nastąpić przegląd strojów, a następnie rozwieszenie transparentu z hasłem „Więcej karnawału, igrzysk i jaj”, po czym wesoły i kolorowy korowód miał ruszyć Świdnicką w kierunku rynku.

Według różnych informacji władza zamierzała zaprosić na karnawał dyrektorów szkół średnich, którzy mieli przemówić do rozsądku manifestującej młodzieży. Wrocławska Służba Bezpieczeństwa, chcąc zapobiec wydarzeniu, postanowiła zatrzymać na 48 godzin ewentualnych organizatorów akcji, ale żaden tego dnia nie nocował w swoim domu.

Frekwencja dopisała. Reklamę „śledzikowi” zrobiła też Rozgłośnia Harcerska oraz Program III Polskiego Radia. Zgodnie z anonsami na wrocławskich murach „około godziny 16.00 w rejonie przejścia podziemnego na ul. Świdnickiej zebrała się grupa około 80–90 osób w młodym wieku, z których część – na sygnał – przebrała się w stroje karnawałowe (maski), trzymała baloniki, konfetti itp. Grupa ta mimo wezwań funkcjonariuszy MO do rozejścia się – przemieszała się w rejonie ul. Świdnickiej i Rynku, śpiewając piosenki i skandując okrzyki o treści karnawałowej oraz rozwinęła transparent o treści »Karnawał popiera I i III etap reformy«” – raportowano z Wrocławia do Warszawy. Oceniano, i to było najgorsze z punktu widzenia MO, że choć bezpośredni udział w pochodzie brało około 80–250 osób, to budzili oni zainteresowanie prawie 1500 innych, co powodowało, że ulicą Świdnicka nie dało się już praktycznie przejść, a uczestnicy karnawału mieszali się ze zwykłymi przechodniami wciąganymi do zabawy, przez co funkcjonariusze MO nie byli w stanie reagować zgodnie z wypracowanymi przez siebie schematami działania wobec takiego rodzaju tłumu.

Milicjanci przyglądali się więc formułującemu się pochodowi, ale początkowo nie reagowali. Z czasem rozpoczęli próby zatrzymania gitarzystów idących na czele karnawałowego pochodu. W końcu zniecierpliwieni przystąpili do legitymowania uczestników zabawy, a gdy wezwania do zakończenia imprezy nie poskutkowały, zaczęli opornych pakować do samochodów. W sumie zatrzymano 52 osoby, w tym między innymi Marka Krukowskiego, Waldemara Fydrycha, Zuzannę Dąbrowską, Piotra Golemę, Mateusza Morawieckiego, Jolantę Skibę czy ks. Krzysztofa Szczecińskiego. Ten ostatni, wikariusz parafii św. Józefa w Jaworzynie Śląskiej, wracał tego dnia z wykładów i po drodze na dworzec główny PKP musiał przejść przez ul. Świdnicką. Wikary wspominał, że „milicjant uczepił się dziewczyny [pytając]: »Dlaczego ten kapturek jest czerwony«, po czym wciągnął ją do nyski milicyjnej, tzw. suki. Jej koledzy nie chcieli puścić dziewczyny, trzymając ją za rękę, a milicjant ciągnął za drugą. Wówczas powiedziałem do milicjanta: »Czep się chamie tramwaju…« i w tym momencie tajniacy wykręcili mi ręce i też znalazłem się w tej nysce, którą zawieźli nas na ul. Łąkową do aresztu – byłem tam sześć godzin”. Kłopoty miał też dziennikarz niemieckiej telewizji Rudiger Hoffmann, który wraz z ekipą techniczną Interpressu filmował bezustannie to, co działo się na Świdnickiej. On również został przewieziony na ulicę Łąkową i po stosownych rozmowach wypuszczony na wolność.

Jak dowodził dziennikarz wrocławskiego „Słowa Polskiego” w artykule pod tytułem „Głupie jaja”, zawiedzeni brakiem jakiejkolwiek zadymy i reakcji milicji uczestnicy happeningu zostali dowiezieni do komendy przy Łąkowej, a przecież „miało być tak wesoło”. Wbrew nadziejom władz nie był to nie tylko ostatni karnawał na Świdnickiej, ale happeningi Pomarańczowej Alternatywy dopiero nabierały rozpędu, gromadząc z czasem tysiące wrocławian.

Czytaj więcej

Dowódca czołgu 102 szykuje Polskę na igrzyska

Powtórka z rozrywki

Rok później karnawał odbywał się już w zmieniającej się rzeczywistości politycznej. Władza znalazła porozumienie z umiarkowanym skrzydłem Solidarności, równocześnie wspólnie i bezpardonowo zwalczając wszystkich przeciwników rozmów z komunistami. PA ze swoimi obrazoburczymi manifestacjami, kompletnie niezrozumiałymi dla milicjantów, natomiast doskonale rozszyfrowanymi przez społeczeństwo Wrocławia i innych miast, gdzie powstały jej kolejne „oddziały”, była utożsamiana z nurtem radykałów. Należało ją niszczyć za pomocą wszelkich dostępnych środków.

7 lutego 1989 r. PA urządziła kolejnego „Śledzika nad Odrą – wielki karnawał na Świdnickiej”. Już 2 lutego ulotki o „śledziku” pojawiły się w Spółdzielczym Domu Handlowym „Feniks” w sercu Rynku. Podobne ulotki rozrzucono w Domu Towarowym „Centrum” przy ul. Świdnickiej. Bezpieka otrzymywała informacje od tajnego współpracownika o ps. „Pomorzanin”, który informował, że happening miał być filmowany kamerą VHS, którą PA otrzymała od Andrzeja Wajdy za „działalność artystyczną”. O tę kamerę trwał zresztą bój w PA i – jak twierdzili po latach jego uczestnicy – był jedną z przyczyn końca jej działalności w dotychczasowej formule.

7 lutego 1989 r., a więc dzień po oficjalnym rozpoczęciu rozmów Okrągłego Stołu, na ul. Świdnickiej rozpoczął się pomarańczowy karnawał. Funkcjonariusz SB pisał w swojej notatce: „Około godz. 16.00 w rejonie ul. Świdnickiej (przejście podziemne) zebrała się grupa ok. 100 młodych osób, do której po kilku minutach dołączył uformowany wcześniej w rejonie Rynku taneczny korowód przebierańców w strojach karnawałowych z rekwizytami i transparentami. Przebieg happeningu był filmowany przez Zbigniewa Kijaka, operatora Wytwórni Filmów Dokumentalnych z Polskiej Kroniki Filmowej oraz Marię Zmarz-Koczanowicz z WFD [w] Krakowie.

Ok. godz. 16.30 uczestnicy happeningu utworzyli pochód, który skierował się w stronę Rynku, gdzie przy pomniku Al[eksandra] Fredry starano się wytworzyć atmosferę wspólnej zabawy z otaczającymi ich przechodniami. O godz. 17.10 Waldemar Fydrych ps. »Major« oraz aktywni działacze P[omarańczowej] A[lternatywy], tj. Andrzej Kielar, Jacek Kudłaty, R[obert] Jezierski, Alicja Grzymalska [oraz] Krzysztof Jakubczak – próbowali zakończyć imprezę, lecz grupa młodych osób (ok. 500), której przewodził A[leksander] Żebrowski, a której znaczna część była pod wpływem alkoholu, zaczęła skandować okrzyki o treści: »precz z komuną«, »Nie ma wolności bez Solidarności«, »Solidarność«. Następnie grupa ta udała się w rejon trasy W-Z, tamując ruch samochodów. O godz. 18.00 na widok funkcjonariuszy MO grupa rozeszła się. Siły porządkowe nie interweniowały, środków przymusu nie stosowano. Do DUSW Wrocław-Stare Miasto dowieziono dwóch aktywnych uczestników happeningu, którymi po wylegitymowaniu okazali się – Galer Krzysztof i Humienny Erazm. Po przeprowadzeniu z nimi rozmów ostrzegawczych zwolniono ich do domu”.

W związku z tym, że happening odbywał się w czasie rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu, to nie obyło się bez nawiązania do tego faktu. W czasie gdy korowód obchodził Rynek, górował nad nim okrągły stół, który w pewnym momencie został opuszczony wśród okrzyków „ biada!, biada! Okrągły stół się rozpada”.

Czytaj więcej

Nie tylko Gdańsk. Gorący Sierpień '80.

Nie ma wolności bez jajek

W okresie karnawału, szczególnie w 1989 r., odbyło się jeszcze kilka innych happeningów w całej Polsce, o których warto wspomnieć. 21 lutego 1988 r. Różowa Alternatywa w Gdańsku przeprowadziła akcję „Niech żyje węgorz, precz z centralą rybną”. 20 stycznia 1989 r. warszawska Pomarańczowa Alternatywa zorganizowała happening pod hasłem „Niewidzialna armia, czyli konspira musi być”. W kolejnym miesiącu kontynuowała swoje pomysły, realizując je w czasie akcji „Pollock potrafi”. Happening polegał na malowaniu na wielkich płótnach różnego rodzaju napisów i obrazów, np. „Wiwat balony”, „Autowidol to mój idol”. Pomalowano także chodniki, wystawy i ściany. SB podsumowywała, że „w porównaniu z poprzednimi happeningami skala zniszczeń okazała się niespotykana, a zachowanie uczestników było ostro krytykowane przez obserwujących”. Próba przejścia z Pasażu Śródmiejskiego do Pałacu Kultury i Nauki została udaremniona przez milicję. Zatrzymano 51 osób.

Łódzka Galeria Działań Maniakalnych, czyli diecezja łódzka Pomarańczowej Alternatywy, zorganizowała akcje pod hasłami „Wszystko jest jasne” (15 lutego) oraz „Bicie piany przy okrągłym stole” (25 lutego). Ten pierwszy odbył się pod łódzką kawiarnią Hortex, a jego organizator Krzysztof Skiba wspominał: „Niesiono transparenty bez napisów, malowano na biało książki od historii i wznoszono okrzyki »więcej białych plam«. Zorganizowano publiczny pokaz rzucania grochem o ścianę, a także rozdawano ulotki z napisałem »Ulotka«. Wychodząc z założenia, że rzeczywistość jest chora i wymaga opieki i lekarza, przystąpiono do bandażowania okolicznych drzew i zgromadzonych gapiów”. Funkcjonariuszom MO wręczono tabletki od bólu głowy i środki przeczyszczające.

Wzrastająca liczba osób zainteresowanych działaniami Galerii spowodowała, że szybko odbył się happening „Bicie piany przy okrągłym stole”. Został on zorganizowany na ul. Piotrkowskiej, nieopodal klubu 77, gdzie członkowie Galerii zasiedli przy »okrągłym stole« składającym się z ośmiu okrągłych stolików, na których rozłożono miski i notatniki. Zasiedli do nich mężczyźni ubrani w garnitury, z wpiętymi w klapy znaczkami Solidarności i PZPR. Według SB „mieli marsowe miny, przypalali papierosy, zaglądali w notatniki. Inny uczestnik chodził wokół okrągłego stołu z plakatem zawierającym napis: »Ceny bicia piany przy okrągłym stole: dorośli 100 zł, młodzież 50 zł, dzieci 20 zł«. Ubijano zatem pianę, wznoszono okrzyki »Nie ma wolności bez jajek«”, a na koniec obrzucono nią zebranych, którzy rozbiegli się w różnych kierunkach.

Happeningi Pomarańczowej Alternatywy cieszyły się wielkim zainteresowaniem, szczególnie w latach 1987–1989. Po czerwcu 1989 r. straciły na swojej atrakcyjności i świeżości, zniknęli naturalni kontruczestnicy akcji, czyli milicjanci, a środowisko związane z PA zajęło się innymi zadaniami i sprawami. Jedna z organizatorek akcji PA, Małgorzata Olewińska-Syta, odpowiadając na pytanie, czym był ruch PA, mówiła: „Oparty na spontaniczności, czystych intencjach i działaniach parateatralnych, paraartystycznych, był odtrutką na strach i brak poczucia bezpieczeństwa, integrował tak sprzeczne ze sobą środowiska opozycyjne, tylu ludzi angażował (nawet spoza Wrocławia) – unikat”.

Sebastian Ligarski, historyk, pracownik OBBH IPN w Szczecinie.

Plus Minus
„Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach”: O śmierci i umieraniu
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Plus Minus
„Puppet House”: Kukiełkowy teatrzyk strachu
Plus Minus
„Epidemia samotności”: Różne oblicza samotności
Plus Minus
„Niko, czyli prosta, zwyczajna historia”: Taka prosta historia
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Katarzyna Roman-Rawska: Otwarte klatki tożsamości