Tak były – a być może także przyszły – premier skomentował dramat upośledzonej intelektualnie 14-latki z Podlasia, której dwa szpitale odmówiły aborcji i aby skorzystać z przysługującego jej prawa, musiała jechać aż do Warszawy, co na pewno nie pozostało bez wpływu na jej kondycję psychiczną. Zgwałcona przez wujka dziewczynka padła ofiarą aż trzech przestępstw z kategorii tych najcięższych: kazirodztwa, pedofilii i gwałtu. Trudno sobie nawet wyobrazić proces wychodzenia z takiej traumy. Trudno mi też sobie wyobrazić, że można być lekarzem i zostawić ją z tym samą, zmuszając do podróżowania po Polsce w poszukiwaniu świadczenia, do którego przecież miała prawo. Nie oznacza to jednak, że można łatwo oskarżyć samych lekarzy i postulować odebranie im prawa do klauzuli sumienia, gdy problem jest przede wszystkim systemowy i można go rozwiązać dość łatwo, bez konieczności łamania po drodze lekarskich sumień.
Czytaj więcej
Mateusz Morawiecki: „Medialny atak na rodzinę Pani Premier Beaty Szydło to bezpardonowa próba podeptania godności drugiego człowieka. Takie nagonki powinny spotkać się z bezwzględnym i powszechnym napiętnowaniem. Także ze strony środowiska dziennikarskiego”.
Temat klauzuli sumienia regularnie powraca do publicznej debaty, która, niestety, zawsze sprowadza się do wyrażenia oburzenia i wciągnięcia kolejnej ofiary na proaborcyjne sztandary. Nie trzeba dodawać, że każdorazowe upolitycznianie tematu i sprowadzanie do kolejnej okazji, by przypomnieć proaborcyjne postulaty, nie służy nikomu. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że politycy wcale nie chcą tego problemu rozwiązać, żerując na nim, zamiast poszukać rozwiązania niegodzącego w potrzeby pacjentek i sumienia ich lekarzy.
Temat klauzuli sumienia regularnie powraca do publicznej debaty, która, niestety, zawsze sprowadza się do wyrażenia oburzenia i wciągnięcia kolejnej ofiary na proaborcyjne sztandary.
Problem z klauzulą sumienia nie polega wcale na tym, że sami lekarze odmawiają przeprowadzenia zabiegu, który uważają za morderstwo (będę się upierać, że każdy lekarz powinien mieć prawo odmowy wzięcia w tym udziału), ale odmawiają całe placówki. A państwo nie chce lub nie potrafi sobie poradzić z konsekwencjami, jakie to niesie dla i tak już straumatyzowanych pacjentek. Wystarczyłoby udostępnić listę lekarzy przeprowadzających legalne aborcje, a jeśli się ich nie znajdzie w publicznych szpitalach, refundować zabiegi świadczone w prywatnych gabinetach, gdzie ci sami lekarze mają mniej sztywne sumienia. Ale do tego trzeba mieć minimalne poczucie obowiązku wobec obywateli, a nie poczucie, że należy wbrew nim samym zbawić ich od grzechu.