Na początku dostajemy program teatralny wypełniony tak zwanymi kultowymi cytatami. Istotnie, same dialogi Adasia Miauczyńskiego z synem Sylwusiem stały się tematem setek memów. Sporo w tym wulgarności, ale sporo też żartów z zaśmiecenia języka polskiego komunałami, zwrotami kalekimi, jakimiś strzępami dawnej kultury i popkultury tworzącymi miks, groch z kapustą w głowie spsiałego inteligenta.
Czytaj więcej
Starcia obozu władzy z opozycją nie wykraczają poza sprawy doraźne. Dlaczego politycznych liderów nie stać na sformułowanie przełomowego programu?
Trzydziestokilkuletni znajomy, którego zabrałem na spektakl, powiedział mi, że dla jego pokolenia film Koterskiego z 2002 r. był ważnym doświadczeniem. Znęcał się nad generacją ich rodziców, a młodzi byli bezlitosnymi obserwatorami (jednak nie całkiem, nastoletni Sylwunio to przecież także karykatura). To był film ważny również dla mego pokolenia. My szukaliśmy w Adasiu siebie.
Tym, którzy pytają, po co przerabiać film na teatr, przypomnę, że Koterski najpierw napisał „Dzień świra” jako sztukę teatralną. Mamy tu jeden dzień z życia straumatyzowanego polonisty. Dzień wydłużony w czasie, skoro zdąża podczas niego pojechać z Warszawy nad Bałtyk. Reżyser Piotr Ratajczak trafnie zauważył, że pełna umowność doświadczeń głównego bohatera pasuje może nawet bardziej do teatru niż do filmu. Pomnożył ją jeszcze.
W funkcjonalnych dekoracjach Marcina Chlandy Miauczyńskim jest tu przede wszystkim Adam Cywka (gościnnie na scenie Ateneum). Ale pozostali aktorzy: Ewa Telega, Magdalena Schejbal, Milena Suszyńska, Jakub Sasak i Janusz Łagodziński przebrani w jaskrawe garnitury (kostiumy: Dorota Gaj-Woźniak) odgrywają w niektórych scenach jakby zwielokrotnioną projekcję jego obsesji i lęków. W innych z kolei markują po kilka postaci zderzających się z Miauczyńskim. Telega jest m.in. Matką, Schejbal – żoną, Suszyńska – dawną miłością, Sasak – Sylwkiem.