Jan Maciejewski: Progresywne Śródziemie Jeffa Bezosa

Zło nie jest w stanie stworzyć niczego nowego, może jedynie zniekształcić i zniszczyć to, co zostało wymyślone lub stworzone przez siły dobra". Ten cytat z J.R.R. Tolkiena, w kilkunastu językach, w tysiącach pisanych przez fanów Śródziemia komentarzy towarzyszy każdemu kolejnemu przeciekowi na temat tworzonego przez platformę streamingową Amazona serialu „Władca pierścieni. Pierścienie mocy". Nie brakuje też takich, którzy twierdzą, że przekazanie Jeffowi Bezosowi praw do ekranizacji prozy Tolkiena porównać można tylko z wręczeniem Sauronowi pierścienia mocy.

Publikacja: 25.02.2022 17:00

Jan Maciejewski: Progresywne Śródziemie Jeffa Bezosa

Foto: Wikimedia Commons, domena publiczna

Najbogatszy człowiek świata nie ukrywa, że zdobył je, ponieważ chciał mieć własną „Grę o tron". Epicką sagę, wypełnioną tysiącami postaciami i setkami wątków, osadzoną w kompletnym, drobiazgowo i pieczołowicie stworzonym uniwersum. To miała być więcej niż fabuła, chodziło o stworzenie nowego świata. I tu właśnie zaczyna się problem. Ponieważ dla twórców serii – przynajmniej wszystko na to wskazuje – świat Tolkiena to za mało. Postanowili oni stworzyć własne Śródziemie. Szykując przy tym widzom prawdziwe, progresywne rodeo.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Upadek. Z dziejów pojęcia

Multikulturalizm? Na potrzeby „czystości ideologicznej" stworzono postać ciemnoskórego elfa. Równouprawnienie? Pojawia się, nieznana z prozy Tolkiena, siostra Isildura, jednego z głównych bohaterów Śródziemia. Całkowicie od nowa napisano też postać Galadrieli, która bardziej niż piękną i szlachetną królową Lothlorien przypomina Wonder Woman, wojowniczkę spuszczającą łomot każdemu nawijającemu się jej pod rękę facetowi. Rewolucja seksualna? Na planie serialu zatrudniono „koordynatora intymności", czyli mówiąc wprost, specjalistę od scen łóżkowych. Może i Śródziemie potrafiło oprzeć się wojskom Mordoru, ale wobec inwazji kultury woke („przebudzenia") okazuje się kompletnie bezradne.

Nazywając rzeczy po imieniu: Bezos najwyraźniej postanowił sprofanować prozę Tolkiena. „Profanacja" oznacza bowiem dosłownie nie tylko uczynienie z rzeczy świętej czegoś powszedniego, sprowadzenie jej do parteru znaczeń, odebranie metafizycznej głębi, ale także pozbawienie tej rzeczy sensu. Owszem, nie znamy jeszcze fabuły serialu Amazona, ale jestem w stanie pójść o zakład, że zwyczajnie nie będzie się ona spinać. Historia pęknie w politpoprawnych szwach i zamiast eposu dostaniemy ociekający efektami specjalnymi banał.

Nazywając rzeczy po imieniu: Bezos najwyraźniej postanowił sprofanować prozę Tolkiena. „Profanacja" oznacza bowiem dosłownie nie tylko uczynienie z rzeczy świętej czegoś powszedniego, sprowadzenie jej do parteru znaczeń, odebranie metafizycznej głębi, ale także pozbawienie tej rzeczy sensu.

Śródziemie zostało stworzone przez człowieka, który głęboko wierzył w Stwórcę. Rysy każdej z postaci, geografia tego świata, charakterystyka wszystkich zamieszkujących go ludów, a nawet gramatyka języków, jakimi się posługują, były odbiciem tej właśnie wiary. Ten świat, choć przecież było w nim obecne i radykalne zło, posiadał więcej łaski niż nasz. Wśród tych wszystkich drobiazgów i niuansów zabrakło przecież jakiegokolwiek instytucjonalnego kultu. W Śródziemiu nie ma religii, ale tylko dlatego, że samo z siebie jest ono głęboko religijne. Bohaterowie walczą, kochają, a nawet jedzą, oddając chwałę Jedynemu. Wyznając wiarę w przenikający całą otaczającą ich rzeczywistość sens. To dlatego słudzy zła, niszcząc lasy czy burząc miasta, dopuszczają się w istocie bluźnierstwa.

W każdym źdźbłu trawy porastającej łąki Rohanu, we wszystkich zgłoskach tajemniczego języka elfów mieszkał Bóg. Były święte, tak jak nasz świat mógłby być święty, gdyby nie zdewastował go grzech pierworodny. Zwykła rozmowa mogła się tam w każdej chwili stać najprawdziwszą modlitwą. Każda pieśń jego mieszkańców była w pewnym sensie psalmem.

Czytaj więcej

Jan Maciejewski: Jarosława Rymkiewicza obsesja śmierci

Na produkcję serialu Amazon wydał – bagatela – pół miliarda dolarów. Nie było jeszcze produkcji o takim budżecie. Nigdy nasza wyobraźnia miała się nie rozsiąść na tak wygodnym fotelu wizualnego efekciarstwa i komputerowej iluzji. A jednocześnie, nie została narażona na akt tak bezczelnej profanacji; kompletnego wypłukania z sensu historii, która była nim wypełniona aż po same brzegi.

Najbogatszy człowiek świata nie ukrywa, że zdobył je, ponieważ chciał mieć własną „Grę o tron". Epicką sagę, wypełnioną tysiącami postaciami i setkami wątków, osadzoną w kompletnym, drobiazgowo i pieczołowicie stworzonym uniwersum. To miała być więcej niż fabuła, chodziło o stworzenie nowego świata. I tu właśnie zaczyna się problem. Ponieważ dla twórców serii – przynajmniej wszystko na to wskazuje – świat Tolkiena to za mało. Postanowili oni stworzyć własne Śródziemie. Szykując przy tym widzom prawdziwe, progresywne rodeo.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS