Robert Mazurek: Czas na kantry

Przegrywają, jeszcze nie w wyborach, ale w kulturę przegrywają po całości. Pal licho wysoką, tą się nikt nie przejmuje, ale w popularną straszne bęcki dostają nasi konserwatyści. Filmów nie zrobią, nie ma mowy, zresztą nie ma kim, bo aktorzy nie są może zbyt bystrzy, ale swój rozum mają i wiedzą, kogo kąsać należy, dlatego kąsają ministra Glińskiego wraz ze wszystkim, co im się z PiS-em kojarzy. Kasę wezmą, na wycieraczkę nasikają, tacy niewdzięcznicy.

Publikacja: 18.02.2022 17:00

Robert Mazurek: Czas na kantry

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Nie można obrazem, to trzeba pieśnią. Polska prawica, żeby odwojować kulturę, musi wymyślić kantry. Dobrze piszę, nie to amerykańskie country, bo to co prawda amerykańska, ale jednak wiocha, tylko kantry – ni to nowoczesne, ni tradycyjne, niby kosmopolityczne, ale jednak swojskie. Jedyną osobą, która to rozumie, jest jeden z najwybitniejszych myślicieli współczesności, Jacek Kurski. Autor ten niewiele ma publikacji teoretycznych, za to mocny jest w praktyce, na polu swym uprawia disco polo, w którym widzi zarzewie kantry. Błąd Sokratesa czasów Pudelka polega na tym, że orze zbyt płytko. Jego w gruncie rzeczy nie interesuje, o czym jego podo-pieczni zawodzą, byle głosowali właściwie i dawali swe twarze medialnym inicjatywom prezesa i ku chwale Prezesa. W efekcie krucjata Kurskiego doraźnych efektów nie przyniesie, bo zbyt krótkie oddziaływania, a długofalowo polegnie, bo wiatr zawieje i roślinki w skałę niewbite rozniesie.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Maria łamie po cichu

„Hej, hej classy girl/ Ma przed sobą jasny cel/ Kiedy mówi: byłam tam/ To oznacza in Japan". Przesłanie tej pieśni Martyniuka Zenona jest co prawda tak głębokie, że jeszcze długo będę się z nim mierzył, ale nie spełnia do końca naszych wymagań. Jest co prawda niby kosmopolityczne, ale arcyboleśnie swojskie, to prawda, czegoś mu jednak brak i rzecz nie w tej pieśni, ale w całym gatunku.

Z szamba nie będzie perfumerii, z disco polo kantry nie powstanie. Nie tędy droga, polska prawica musi wymyślić Pawła Domagałę.

Niektórzy czytelnicy „Plusa Minusa" mogą być zaniepokojeni, bo nie wiedzą kto zacz, więc śpieszę z wyjaśnieniem. To zaczęło się pięć lat temu, a usłyszawszy pierwsze pieśni mojego serdecznego kolegi i gwiazdy komedii romantycznych, skomentowałem rzecz następująco: „Muzyka Seweryn Krajewski, słowa Paolo Coelho, śpiewa Paweł Domagała". Temu ostatniemu bardzo się to spodobało, śmiał się długo. Chłopak, bo choć Domagała był wówczas w wieku chrystusowym, był bardzo chłopięcy, z gitarą grający bardzo proste, melodyjne, by nie powiedzieć banalne piosenki, okazał się fenomenem.

Z szamba nie będzie perfumerii, z disco polo kantry nie powstanie. Nie tędy droga, polska prawica musi wymyślić Pawła Domagałę

Wówczas pokpiwałem, że cóż to za teksty: on ją kocha, ona kocha jego, ale on jest tego wart i kocha ją jeszcze bardziej, a z nieba błogosławi im lukrowana Bozia. Głupi byłem, co przyznaję śmiertelnie serio, a naród mądry i on się na niego rzucił. Prawdziwiej byłoby napisać, że one się na niego rzuciły. Polskie kobiety o Domagale marzą, mógłby być ich wyśnionym zięciem albo mężem, tylko na kochanka się nie nadaje, co akurat prawica pochwalać powinna, przynajmniej deklaratywnie. Nie nadaje się, bo ostentacyjnie podkreśla, że ma żonę, dwie córki, i kreśli obraz człowieka rodzinnego, czym zachwyca minister Maląg.

Śpiewa kobietom, że je kocha, ale jakże inaczej niż reszta. On nie ślini się do ich ud gorących i majteczek w kropeczki, nie marzy o rozgrzanych ciałach suczek, które musi mieć. Nie, Domagała nie chce ich wykorzystać, on chce je przytulić, objąć, spojrzeć głęboko w oczy. Zapewnia przy tym, że marzy, by się z nimi doczekać trzynastej, a nawet czternastej emerytury. Ech, ta minister Marlena, uwiodła faceta... Wcześniej jednak skorzystają z pięćset plus, ale to oczywiście po ślubie, bardzo katolickim ślubie, bo sam Domagała w każdym z wywiadów deklaruje się jako człowiek wierzący. Zresztą to nie ma znaczenia, prezes Kurski nie takim śluby załatwiał.

Czytaj więcej

Robert Mazurek: Na straży kurnika

Domagała realny nigdy niestety nie zgłaszał akcesu do Partii Matki, a na koncertach (brzmiących cokolwiek country, co mnie do felietonu zainspirowało) pozwala sobie nawet na kpinki z Pana Prezydenta, ale z niego nie kpią tylko niemi. Cóż, skoro nie Domagała, to trzeba go będzie sklonować. Tylko pamiętajcie, musi być zaprzeczeniem celebryty, raczej typem everymana, kolegi z sąsiedztwa. Żadnego szastania forsą, zero tropikalnych wakacji i rozbijania się wypasionymi autami. No, chyba żeby jechał na Wawel, na kolejny ślub prezesa Kurskiego.

Nie można obrazem, to trzeba pieśnią. Polska prawica, żeby odwojować kulturę, musi wymyślić kantry. Dobrze piszę, nie to amerykańskie country, bo to co prawda amerykańska, ale jednak wiocha, tylko kantry – ni to nowoczesne, ni tradycyjne, niby kosmopolityczne, ale jednak swojskie. Jedyną osobą, która to rozumie, jest jeden z najwybitniejszych myślicieli współczesności, Jacek Kurski. Autor ten niewiele ma publikacji teoretycznych, za to mocny jest w praktyce, na polu swym uprawia disco polo, w którym widzi zarzewie kantry. Błąd Sokratesa czasów Pudelka polega na tym, że orze zbyt płytko. Jego w gruncie rzeczy nie interesuje, o czym jego podo-pieczni zawodzą, byle głosowali właściwie i dawali swe twarze medialnym inicjatywom prezesa i ku chwale Prezesa. W efekcie krucjata Kurskiego doraźnych efektów nie przyniesie, bo zbyt krótkie oddziaływania, a długofalowo polegnie, bo wiatr zawieje i roślinki w skałę niewbite rozniesie.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi