To miejsce jest jednym wielkim zgniłym kompromisem. Dosłownie. Z sufitu wykutej w skale gór Sierra Guadarrama gigantycznej nawy prowadzącej do grobowca Francisco Franco kapie woda, w wielu miejscach pojawił się grzyb. Winda prowadząca do punktu widokowego na szczycie 150-metrowego krzyża, który góruje nad kompleksem, już nie działa. Sam nagrobek dyktatora niby jest obiektem kultu, ale obsługa kompleksu musi stale pilnować, aby któryś ze zwiedzających złośliwie nie przeszedł po płycie. Nie wiadomo, kto każdego dnia kładzie tu świeże kwiaty. Nie ma nawet oficjalnego wytłumaczenia, czy godny faraonów kompleks, który miał skalą dorównać pobliskiemu pałacowi-klasztorowi Escorial króla Felipe V, został zbudowany niewolniczą pracą republikańskich więźniów czy przeciwnie, był to akt miłosierdzia ze strony Franco wobec pojmanych wrogów.