Ostatnio miałam okazję zobaczyć wieżę książęcą w Siedlęcinie, która powstała w XIV wieku na zlecenie księcia jaworskiego Henryka. Jest praktycznie nieznana, a kryje prawdziwe skarby. Znajduje się tam cykl unikalnych malowideł ściennych przedstawiających legendę o królu Arturze. Właśnie takie historie pozwalają twórcom popuścić wodze fantazji.
Być może coś takiego przydarzyło się też Jessie Burton, autorce powieści „Miniaturzystka". Akcja toczy się w XVII-wiecznym Amsterdamie. Młoda dziewczyna Petronella zostaje wydana za mąż za bogatego kupca Johannesa Brandta. Osiemnastolatka przybywa do Amsterdamu, a my, podążając za nią, poznajemy miasto przez jej doświadczenia, widzimy je oczami tytułowej miniaturzystki. Umiejscowienie bohatera-narratora w postaci osoby młodej jest genialnym zabiegiem literackim. Ta młodość i niedoświadczenie prowadzą czytelnika po drodze własnych wspomnień i przeżyć. Świat kupców amsterdamskich, w który wprowadza nas Petronella, jest fascynujący, nasycony barwami i zapachami. Są to sceny jakby wyjęte z malarstwa niderlandzkiego – z obrazów Jana Vermeera albo Pietera Bruegela Starszego.