Oto we Francji faworyt mediów i faworyt środowisk opiniotwórczych sromotnie przegrał prawybory we własnej partii (...). To koniec pewnej epoki. Ta porażka oraz porażka pani Hillary Clinton pokazuje, że odchodzi w niepamięć okres polityki celebrytów. Kiedyś wystarczyłoby być Arnoldem Schwarzeneggerem, żeby zostać gubernatorem dużego stanu, kiedyś wystarczyło być Donaldem Tuskiem, żeby być premierem Polski. Ten okres mam nadzieję bezpowrotnie się kończy. Ludzie zaczynają szukać kogoś poważniejszego, kogoś, kto o polityce nie myśli jak o błyszczeniu w mediach" – mówił 22 listopada 2016 roku na swoim youtubowym kanale Witold Gadowski z ówczesnego „W sieci". Chwilę później przeszedł do wygłaszania peanów na cześć nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych – Donalda Trumpa.
Zastanawiające jest, w jaki sposób Gadowski używa słowa „celebryta". Jest to dla niego pejoratywne określenie, którym nazywa politycznych przeciwników, zarzucając im „błyszczenie w mediach", co ma oznaczać brak kompetencji. Szczególnie dziwi to w przypadku Hillary Rodham Clinton, która w ciągu swojej długiej kariery udowodniła, że ma ogromne talenty polityczne i prawnicze. Szczególnie widoczne było to w latach 90., gdy podczas kadencji swojego męża próbowała przeprowadzić reformę systemu ubezpieczeń, co ostatecznie udało się dopiero Barackowi Obamie.
Większość z nas przyzwyczaiła się, że celebrytą – także politycznym – można stać się wyłącznie za pośrednictwem mediów.
Wpuść widza do swego życia
Zaproponowana przez Daniela Boorstina w 1964 roku pierwsza definicja „celebryctwa", choć weszła do potocznego języka, wiele nie wyjaśnia. Według amerykańskiego historyka celebryta to „człowiek, który jest znany z tego, że jest znany", co można odnieść do niemal wszystkich polityków, bardziej rozpoznawalnych dzięki obecności w mediach niż z sejmowej aktywności.
Powstające w kolejnych latach definicje również trudno sprowadzić do encyklopedycznej odpowiedzi. Badacze próbowali potraktować celebryctwo jako kapitał, który zebrany np. w ramach uczestnictwa w programie śniadaniowym, można spieniężyć, biorąc później udział w reklamie, lub jako zestaw zachowań pozwalający utrzymać przy sobie najwierniejszych fanów. O jakich zachowaniach mowa? Choćby o fikcyjnym wpuszczaniu widza do prywatnego świata gwiazdy, która w polskiej polityce zaistniała w postaci rodzinnych, najczęściej świątecznych ustawek realizowanych dla tzw. prasy kobiecej. Politycy umawiali się z fotografami na bożonarodzeniowe sesje zdjęciowe, oddawali głos żonom i najbliższej rodzinie, a sami starali się wypaść jak najnaturalniej. Po tego typu chwyty sięgali z powodzeniem Donald Tusk i Bronisław Komorowski, ale też Jarosław Kaczyński – choćby w wykonanej w czerwcu 2010 roku sesji zdjęciowej dla „Gali", w której pozował na mistrza grilla.