W KRS po raz pierwszy zasiedli sędziowie, którzy nie zostali wybrani przez swoje środowisko, lecz przez Sejm. Bojkot wyborów do nowej KRS spowodował, że znaleźli się w niej głównie przedstawiciele sądów rejonowych. Nie ma w niej w ogóle sędziów sądów wojskowych i Sądu Najwyższego, mimo że wymaga tego art. 187 ust. 1 pkt 2 Konstytucji. Rodzi to pytania o możliwość rzetelnego przeprowadzania naborów na wyższe stanowiska sędziowskie.
Czytaj także: Perły i buble prawne w 2018 roku
W samym Sądzie Najwyższym zmiany dotknęły przede wszystkim jego organizacji. Słusznie zlikwidowano Izbę Wojskową, której zadania z powodzeniem może wykonywać Izba Karna. Interesującym pomysłem było stworzenie Izby Dyscyplinarnej, choć zupełnie niepotrzebnie uprzywilejowano sędziów w niej orzekających. Najbliższe miesiące pozwolą stwierdzić, czy stanie się ona neutralnym ośrodkiem rzetelnej walki z patologiami, czy raczej jednostką dyscyplinującą niepokornych sędziów. Jeżeli spełni się ten drugi scenariusz, szansa na uzdrowienie systemu sądownictwa zostanie zaprzepaszczona na kolejne lata.
Nowa ustawa o Sądzie Najwyższym stworzyła także nowy środek odwoławczy w postaci skargi nadzwyczajnej. Pozwala ona na kwestionowanie prawomocnych orzeczeń dotkniętych szczególnie poważnymi wadami, w tym m.in. wyroków, które są sprzeczne z Konstytucją. Oznacza to przyznanie obywatelom dodatkowego instrumentu ochrony praw i wolności, uzupełniającego już przysługującą im skargę konstytucyjną. Jest to krok w dobrą stronę. Niektóre szczegółowe rozwiązania dotyczące skargi nadzwyczajnej psują jednak jej pozytywny obraz. Możliwość wzruszenia za jej pomocą orzeczeń zapadłych nawet 20 lat temu zagraża stabilności sytuacji prawnej. Ryzykowne jest także powierzenie ich rozpoznawania składom złożonym nie tylko z sędziów zawodowych, ale i ławników.
Największe kontrowersje wzbudził mechanizm uzależnienia dalszego orzekania przez znaczną część sędziów SN od swobodnego uznania Prezydenta RP. Było to rozwiązanie niekonstytucyjne i dobrze się stało, że obóz rządzący się z niego wycofał. Szkoda, że doszło do tego dopiero pod naciskiem UE i po okresie kilkutygodniowych, niepotrzebnych spięć między SN i rządzącymi. Takie przeciąganie liny nie służyło bowiem dobru wymiaru sprawiedliwości.