Na taką konieczność wskazywał ostatnio były zastępca szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Leon Komornicki, chociaż generalicja jest w tej sprawie podzielona.
Tymczasem powszechny pobór już w tym roku odwieszają Niemcy, stawiając na rozbudowę sił zbrojnych. To krok ku militaryzacji Europy, a potężne nakłady, które na ten cel planują wydać przywódcy Zachodu, pociągają za sobą w konsekwencji dyskusję o zwiększeniu potencjału armii.
Czytaj więcej
Sztab Generalny WP podał, ilu żołnierzy zasili armią w przypadku sytuacji kryzysowej. Główny trzon mobilizacji będą stanowili rezerwiści.
Jak liczebna jest nasza armia?
Jak pisaliśmy w środę w „Rzeczpospolitej”, Siły Zbrojne RP liczą obecnie ok. 550 tys. żołnierzy, licząc zasób rezerwistów. Taką liczbę przedstawił gen. Wiesław Kukuła, szef SG WP. I może to na pierwszy rzut oka wyglądać imponująco, tyle że jakość wojskowa rezerw pozostaje dyskusyjna.
Pobór został prawnie zawieszony w Polsce w 2010 r. Jego przywrócenie byłoby strategiczną decyzją niosącą za sobą skutki polityczne, społeczne, a nawet gospodarcze. Tymczasem dziś kwestia poboru nie została podniesiona w Polsce na szczyt debaty politycznej. Nie ma jej również w agendzie toczącej się kampanii prezydenckiej. Kandydaci zdają sobie sprawę, że reakcja społeczna na taki ruch jest nieprzewidywalna i obarczona ryzykiem utraty politycznych punktów, zwłaszcza u młodszych wyborców. Zatem kwestia może wrócić po prezydenckim plebiscycie.