Ewa Szadkowska: Rada zakładowa w sądzie, czyli dlaczego nie zgadzam się z Tomaszem Pietrygą

Nie nazywajmy walki o praworządność i uzdrowienie zdemolowanego wymiaru sprawiedliwości – uprawianiem polityki. Kto jak kto, ale właśnie sędziowie mogą, a wręcz powinni się tym zajmować. Oczywiście o ile sami wcześniej do naruszenia standardów nie przyłożyli ręki.

Publikacja: 04.03.2025 09:54

Ewa Szadkowska: Rada zakładowa w sądzie, czyli dlaczego nie zgadzam się z Tomaszem Pietrygą

Foto: Adobe Stock

Najgorsze, co mogłoby się zdarzyć, to pozostawienie przywracania standardów apolityczności w sądach politykom. Dobrze, że sędziowie zaczynają robić to sami – napisał Tomasz Pietryga w swoim komentarzu opublikowanym na łamach „Rzeczpospolitej”. Był to wstęp do zachwytów na temat uchwały podjętej przez kolegium Naczelnego Sądu Administracyjnego, która wzywa sędziów sądów administracyjnych do ograniczenia swojej aktywności w debatach politycznych oraz w relacjach z władzą wykonawczą i ustawodawczą.

Uchwała kolegium NSA w sprawie apolityczności sędziów sądów administracyjnych

Przyznaję, że ja mam z tą uchwałą kłopot. Zacznijmy od tego, że kolegium NSA nie wydaje mi się najwłaściwszym organem do napominania setek sędziów w kwestii dbałości o niezawisłość i niezależność. Od tego mamy konstytucję i stosowne ustawy oraz procedury dyscyplinarne, a nie złożone z 13 sędziów i prezesa gremium, którego podstawowym zadaniem jest ustalanie podziału czynności w sądzie, czyli mówiąc prościej – pilnowanie spraw organizacyjnych. To trochę tak jakby rada zakładowa fabryki w okólniku uprzejmie poprosiła pracowników, by siedzieli cicho, bo denerwują dyrekcję.

Czytaj więcej

Kolegium NSA zakazało sędziom udziału w debacie i procesie tworzenia prawa

Uchwała kolegium NSA. Czy sędziowie z tytułami profesorskimi nie powinni publicznie zabierać głosu?

Nie do końca też wiem, jak rozumieć owe „debaty polityczne”. Sędziowie zwykle nie chadzają wykłócać się do Sejmu, za to często biorą udział w rozmaitych naukowych konferencjach dotyczących funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, regularnie organizowanych przez wiodące uczelnie. Choćby dlatego, że wielu z nich łączy działalność orzeczniczą z naukową. A tak się jakoś dziwnie składa, że od miesięcy głównym tematem takich wydarzeń jest pogłębiająca się zapaść sądownictwa i potrzeba przywrócenia praworządności, w tym rozwiązania problemu tzw. neosędziów. W tym sensie niemal wszystko, co dotyczy sądów, przy odrobinie złej woli można uznać za „polityczne”.

Czytaj więcej

Patrycja Pobideł, Mariusz Ulman: Sądownictwo czeka na lepsze projekty

Kolegium NSA napomina sędziów sądów administracyjnych. Co z pracami w komisjach kodyfikacyjnych?

W uchwale kolegium NSA zaniepokoiło mnie też stwierdzenie, że „sędziowie sądów administracyjnych nie powinni brać udziału w procesie tworzenia prawa, zarówno w powołanych w tym celu komisjach, jak i jako autorzy opinii”. Nietrudno zrozumieć, że chodzi o działające przy Ministerstwie Sprawiedliwości komisje kodyfikacyjne, które rozgonił Zbigniew Ziobro, a teraz – przy powszechnej aprobacie środowisk prawniczych - wskrzesił Adam Bodnar. Czy jednak kolegium NSA woli, by propozycje koniecznych zmian szykowali sądom urzędnicy pospołu z teoretykami prawa? Chyba nie, skoro to w samym NSA powstał w zeszłym roku projekt nowelizacji mającej usprawnić sądownictwo administracyjne.

Czytaj więcej

Sędzia Krystian Markiewicz: w naszych projektach nie chodzi o zemstę

Neosędziowie w NSA. Czy nikt nie podważa ich wyroków?

Mój redakcyjny kolega pochwalił władze NSA także za to, że „od początku konfliktu o praworządność prowadziły mądrą politykę nieangażowania się w spór”, a „dziś NSA jest jedyną instytucją, w której nie ma podziałów”. Z tą oceną także się nie zgadzam. To „nieangażowanie się” władz NSA ja nazwałabym raczej przymykaniem oczu na przypadki jawnego łamania konstytucji przez przedstawicieli poprzedniej ekipy rządzącej i puszczaniem mimo uszu orzecznictwa unijnych trybunałów. A to, że twarzami niezgody na łamanie praworządności stali się sędziowie sądów powszechnych i Sądu Najwyższego nie oznacza, że NSA jest monolitem. Pod koniec ubiegłego roku dwoje sędziów tego sądu odmówiło wspólnego orzekania z kolegami wskazanymi przez obecną (czytaj: niekonstytucyjną) Krajową Radę Sądownictwa.

To, że twarzami niezgody na łamanie praworządności stali się sędziowie sądów powszechnych i Sądu Najwyższego nie oznacza, że NSA jest monolitem

W styczniu tego roku jeden ze składów orzekających z urzędu zawiesił postępowania kasacyjne w dziewięciu sprawach, w których w pierwszej instancji orzekali tzw. neosędziowie. A w lutym NSA wyłączył od orzekania sędziego, który trafił do Naczelnego Sądu Administracyjnego w 2022 r. Powód? Okoliczności towarzyszące jego powołaniu. Zatem i NSA zaczyna wreszcie widzieć problem, który inne sądy dostrzegły już dawno.

Czytaj więcej

Włodzimierz Chróścik: Przecięcie węzła gordyjskiego

Najgorsze, co mogłoby się zdarzyć, to pozostawienie przywracania standardów apolityczności w sądach politykom. Dobrze, że sędziowie zaczynają robić to sami – napisał Tomasz Pietryga w swoim komentarzu opublikowanym na łamach „Rzeczpospolitej”. Był to wstęp do zachwytów na temat uchwały podjętej przez kolegium Naczelnego Sądu Administracyjnego, która wzywa sędziów sądów administracyjnych do ograniczenia swojej aktywności w debatach politycznych oraz w relacjach z władzą wykonawczą i ustawodawczą.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sądy bez politycznych ciągot
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Koniec biurokratycznego horroru po stracie dziecka?
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Niezbędne są nowe zasady dobrego rządzenia
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Kiedy polityk wchodzi do kancelarii
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie Prawne
Rafał Rozwadowski: Tajemnica adwokacka i radcowska nadal zagrożona
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”