Rz: Co jest dla Pana ważniejsze – muzyka czy malarstwo?
Artur Żurawik: Nie ma jednej odpowiedzi. Czasem przeważa muzyka, innym razem malarstwo.
Jak by Pan scharakteryzował swoje malarstwo?
Jako malarstwo figuratywne, w którym ważny jest kolor. Maluję ludzi, ale najczęściej nie portrety, raczej wizerunki różnych osób. Portret przedstawia konkretną osobę. Ludzie z moich obrazów najczęściej nie istnieją.
Człowiek zawsze mnie inspirował. Zawsze lubiłem malować postaci. Pamiętam, że jako jedenastolatek chętnie przeglądałem album „Rysunki szkół obcych w zbiorach polskich". W albumie szczególnie jeden rysunek bardzo mi się spodobał. Przedstawiał głowę dziewczynki. Postanowiłem narysować taką samą. Nawet mi wyszła. Zadowolony z efektów swojej pracy poszedłem do taty, pochwalić się. Ojciec jednak nie uwierzył, że to ja byłem autorem rysunku. Wróciłem więc do swojego pokoju i narysowałem drugi, niemal identyczny. Kiedy poszedłem do ojca znów, tym razem z dwoma rysunkami, uwierzył mi. Wtedy zorientowałem się, że mam predyspozycje do rysowania i malowania.