We wtorek 16 lutego br. Rada Ministrów przyjęła „Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju". W planie tym wspomniano, że potrzebne jest skuteczne prawo, nowa konstytucja dla biznesu, mniej barier administracyjnych dla przedsiębiorców, mniej zezwoleń, koncesji i pozwoleń. Trudno się z tym nie zgodzić, gdyż są to oczywiste rzeczy, o które przedsiębiorcy zabiegają od lat, od lat niestety bezskutecznie.
Dużym i chyba dotychczas jedynym przełomem w walce z biurokracją była ustawa z 2 lipca 2004 r. o swobodzie działalności gospodarczej, również początkowo nazywana „konstytucją przedsiębiorców".
W trakcie prac nad tą ustawą wyraźnie rysowały się dwie koncepcje: pierwsza – zgodnie z którą to obywatele i przedsiębiorcy istnieją dla dobra państwa i administracji, a państwo i administracja najlepiej wiedzą, co komu jest potrzebne, w związku z czym koncesjonują, zezwalają, rejestrują, kontrolują i decydują, i druga – oznaczająca powrót do zasady, która umożliwiła polską transformację, iż co nie jest zakazane, jest dozwolone, czyli im mniej regulacji, im mniej ingerencji państwa – tym lepiej. Przez moment wydawało się, iż wygrała ta druga koncepcja i przez jakiś czas ustawa ta była uznawana za zwycięstwo idei nad biurokracją, zwycięstwo rozsądku nad koncepcją omnipotencji państwa i jego urzędów. Ustawa ta miała być także przełomem mentalnym w myśleniu o polskiej gospodarce i polskich przedsiębiorcach. W praktyce wygrała niestety ta pierwsza koncepcja, choć kilka kluczowych, wręcz rewolucyjnych rozwiązań dla biznesu udało się wprowadzić.
Ustawa o swobodzie działalności gospodarczej wprowadziła m.in.:
- jedno okienko do rejestracji,