Felietoniści dzielą się między innymi na takie dwie kategorie: na tych, którzy piszą dla pieniędzy, i na tych, którym emocje nakazują pisanie. Pierwszym, obojętne jest czy ktokolwiek przeczyta to, o czym napisali. Piszą najczęściej o byle czym i byle jak; 2-3 tysiące znaków wstukują w Worda - i chwatit.
Druga grupa to naiwniacy, podobni poetom, którzy uważają, że sprowokują zamierzoną refleksję u współplemieńców. Cyzelują każdą myśl i zdanie, trawią ich rozterki, czy ktoś wcześniej na dany temat już czegoś nie napisał, nie daj Bóg dowcipniej, sensowniej, lepiej. A gdy mija nieprzespana noc i chaos myśli, rozpoczyna się batalia z redaktorami, którzy najczęściej z tysiąca i jednego sobie tylko znanych powodów wycinają z tekstów najcenniejsze dla autora myśli i zdania. I ja do tej grupy należę; piszę z nieuzasadnionego zarozumialstwa, że nie jestem aż tak głupi i mam coś ważnego do powiedzenia i że potencjalny, anonimowy Czytelnik, który już czytał moje teksty, zechce i tym razem przeczytać mój felieton. Co prawda, niektórzy redaktorzy mają zdanie odmienne i odkładają moje nieprzespane noce ad acta, za co niechybnie odpowiedzą na Sądzie Ostatecznym. Ich sprawa, inna troska, to fakt, że chciałoby się skomentować bieżące wydarzenia ale zanim człowiek się obudzi, media rozgrzane są do czerwoności newsami i komentarzami. Czy ich moderatorzy nigdy nie śpią?
Do n-tej potęgi podniesiono aktywność w okresie pandemii; świat poza koronawirusem przestał istnieć, jak i wszystko, co z nim związane. Zatem gdy napisałem felieton "Pan Prezydent nie jest głupi", w którym dowodziłem, że mam na to dowody, i choćby nawet w samotności miał przystąpić do boju o kolejną kadencję ma do tego prawo i basta! - odrzucono mi go, twierdząc, że to temat nie na bieżącą chwilę, démodé, bo nie wiadomo czy i kiedy odbędą się wybory. Trudno. Poczekam na odpowiedni czas, albowiem niewdzięczne jest życie felietonisty, który wszystkim wkoło się naraża. Zwolennicy "dobrej zmiany" potępiają mnie za brak obiektywizmu, opozycja krytykuje, że trzeba pisać bez ogródek, "jechać po bandzie", a nie bawić się w dyrdymałki i szukać pozytywów w działaniach aktualnego rządu dusz... Zalęknionych o swoje zdrowie, przyszłość, uwięzionych w domach i strachu przed chorobą; dusz które nie mogą kupić sobie maseczek, bo ich po prostu nie ma, tak jak nie ma płynów dezynfekujących, dusz coraz bardziej przerażonych oficjalnymi komunikatami Ministerstwa Zdrowia o wzroście liczby zakażeń i umieralności. O tym, że jedna pielęgniarka i jeden lekarz przypada na 50 pensjonariuszy w domu opieki społecznej, informacją, (horribile dictu !), że 30 proc. zakażeń ma miejsce w szpitalach, które zamiast leczyć stały się wylęgarnią zarazy, bo lekarze, sanitariusze, personel medyczny nie mają podstawowych środków ochrony dla siebie i dla pacjentów.
I jak tu to wszystko skomentować? Jak opisać środkowy palec, który pokazuje nam władza, bimbając sobie na dekrety przez siebie wydane? Władza, która zaostrza restrykcje, wlepia mandaty na prawo i lewo; za wejście do lasu, za jazdę na rowerze, babci za to, że klęczy przy grobie. Jednocześnie ta sama "władza"(co by nie powiedzieć - demokratycznie wybrana) beztrosko porusza się w dużych grupach nie zachowując minimalnych odstępów, wjeżdża limuzynami na cmentarz, podczas gdy na innym cmentarzu rodzina żałobników płacze pod bramą, bo nie wolno im uczestniczyć w pogrzebie. Jaką zatem inną część ciała odsłonić, by palec wiedział gdzie jego miejsce?
Niełatwe to wszystko. Szczególnie dla felietonisty niezależnego, nie związanego z żadną opcją polityczną czy ugrupowaniem. Aby złagodzić stres pomyślałem, że może zamiast felietonu napiszę reportaż. Choćby o tym, co dzieje się w stolicy Tatr, położonej niedaleko mojego domu. Pojechałem tam swoimi tajnymi dróżkami, bo wiadomo.. Zaparkowałem auto na poboczu i ruszyłem na słynne Krupówki. Była Wielkanocna Niedziela. Godzina szósta po południu. Wszedłem na tę główną arterię miasta, którą rzadko kiedy da się przejść bez siniaków. Zamarłem. Widziałem wiele zdjęć opustoszałych miast, miasteczek, nadbałtyckich plaż.. Ale żeby do tego stopnia? Do tego stopnia niezależny lud, jakim są Górale, pokazał rozum i karność?!? Na Krupówkach nie było nikogo! Ani jednej osoby! Przeszedłem kilkaset metrów. Zrobiłem zdjęcia bo to kuriozalna sytuacja. Otaczająca mnie cisza zazwyczaj jakże gwarnej, teraz zamkniętej przestrzeni. Pustka i chłód. Uczucie, które buduje się we mnie jak burza gradowa, gdy myślę o tym, co teraz w Polsce się wyprawia. Co wyprawia się ze wspaniałą, zdyscyplinowana społecznością pozostawioną, de facto, na łasce bożej i wzajemnej solidarności. Narodem wspaniałych ludzi: lekarzy, których do niedawna postponowano, rezydentów, pielęgniarek, naukowców, wirusologów - setek tysięcy ludzi uczynnych i ofiarnych, którzy proszą o wsparcie czego nie słyszą rządzący. Bo nie w kolejnych nakazach tuszujących bezradność wobec epidemii, nie w drętwych mowach polityków i ich akolitów, a w decyzjach mądrych: w funduszach i działaniach nie chaotycznych a przenikliwych, inteligentnych, zapobiegawczych w celu ochrony zdrowia i życia społeczeństwa odnajdę prawdziwą troskę i prawdę...