Politycy potrzebują wzniosłej misji. Dziś taką misją jest dla wielu obrona polskiej suwerenności. Problem w tym, że nawet Rosja nie mówi o kolejnym rozbiorze Polski, a co dopiero Austria czy Niemcy. Co najwyżej partnerzy proszą nas o przestrzeganie traktatów europejskich lub prawa międzynarodowego, takiego jak konwencja stambulska. Przecież pod tymi prawami figuruje podpis Polski. Dla rządu PiS jest to poważne wyzwanie, bo jak sama nazwa wskazuje, ta partia ma być gwarantem prawa i sprawiedliwości – przynajmniej w naszym wydaniu.
„Nie będzie nam obcy mówił, jak interpretować polskie prawo”, krzyczą obrońcy suwerenności i grożą wetem Europie, która chce im swobodę decyzji ograniczać. Polityka weta jest formalnie możliwa, lecz zazwyczaj przynosi skutki odmienne od zamierzonych. Weto w Brukseli nie zatrzyma krytyki postępowania rządu, lecz zatrzyma przepływ pieniędzy z bogatych krajów Unii do biednych – takich jak Polska. Nie jestem pewien, czy to drugie jest celem obrońców suwerenności.
Nerwowa reakcja na krytykę jest przejawem słabości. Jeszcze większym problemem jest błędne rozumienie suwerenności. Politycy, którzy wpisują się w mit Rejtana, traktują suwerenność jako wartość absolutną: „albo jesteśmy suwerenni, albo zniewoleni. Nie można być trochę suwerennym, bo suwerenność jest niepodzielna”. Rozumowanie takie jest naiwne. Suwerenność oparta na abstrakcyjnej autonomii (czyli samowoli) jest złudna. Prawdziwa suwerenność wynika z siły państwa. A ona wynika nie tyle z liczby żołnierzy, ile z siły gospodarki, organizacji i kultury. Największą liczbę żołnierzy w Unii mają Włochy, lecz nikt nie uważa, że są najbardziej suwerenne i silne. Siła gospodarcza wynika ze skali i jakości międzynarodowych powiązań gospodarczych. Siła organizacji zależy głównie od stopnia zaufania obywateli do władzy. Kultura jest silna, gdy inni chcą nas naśladować.
Polska jest coraz bogatsza i bardziej bezpieczna, ponieważ jest członkiem Unii, której zasadą jest dzielenie suwerenności. Nie tylko Polska jest ograniczona ustaleniami traktatów, ale też dużo silniejsze Niemcy. Rosja nie może rozważać rozbioru Polski, bo jesteśmy częścią bloku europejskiego, a nie zdaną na siebie prowincją (niestety, NATO pod wodzą Trumpa straciło wiarygodność). Siła i suwerenność Niemiec nie wynikają z liczby czołgów czy ludności. Niemcy są silne, bo potrafią z innymi rozmawiać i współpracować. Bo wariaci nie są dopuszczani do władzy, bo prawo nie jest nagminnie łamane, bo w sprawach ważnych zwaśnione strony potrafią się dogadać. Nie straszą wetem tak jak Węgry, Cypr czy Polska. Większość krajów w Europie popiera politykę Berlina, bo ją uważa za słuszną. Wiele państw zazdrości Niemcom i próbuje je naśladować.
Jeśli inne państwa będą chciały być takie jak Polska, będzie to przejaw naszej suwerenności. Pokrzykiwanie i grożenie wetem ma z nią mało wspólnego.