Izraelscy oficjele, komentując tragiczną śmierć polskiego wolontariusza w Gazie wraz z międzynarodową grupą ochotników, w jakimś sensie mają rację: na wojnie to się zdarza. Bomby rozbijają szpitale, pociski trafiają w oznakowane ambulanse, snajperzy kładą trupem sanitariuszy. „Gdzie drwa rąbią…”, albo też: „Nie pchaj palca między drzwi…”.
Ale jest w tym wszystkim wielka nieprawda: mamyż zostawić rannych swemu losowi, patrzeć z daleka na śmierć cywilów z głodu i pragnienia, porzucić czczą gadaninę o etyce, bo liczy się tylko zabicie wroga? Ale jest w tym fałszerstwo jeszcze bardziej oburzające, bo samochody wolontariuszy śledzone były przez izraelskiego drona-zabójcę, który kolejno strzelał do pojazdów i nie spoczął aż rozwalił ostatni. Zapewne kierowała nim sztuczna inteligencja (przepraszam: sztuczna głupota i podłość), bo człowiek nie działa tak szybko i bezwzględnie. Oddajemy więc maszynom decyzje ostateczne, a potem generałowie i ambasadorowie nie potrafią nawet wydusić ludzkiego „przepraszam”.