Kto, jak ja, interesował się trochę koleją, ten musiał wiedzieć, jak prymitywną i archaiczną konstrukcją jest system radio-stop, pozwalający zdalnie zatrzymać wszystkie pociągi w zasięgu nadawanego sygnału. Owszem, gdy był wprowadzany w 1987 r., wydawał się dobrą odpowiedzią na tragedie takie jak katastrofa pod Otłoczynem z sierpnia 1980 roku. Można nawet było uznać, że jest nowoczesny. Ale dzisiaj system oparty o analogową, nieszyfrowaną transmisję przez zwykłe radiotelefony zamontowane w lokomotywach, jest nie tylko skrajnie archaiczny, ale też niebezpieczny.
Każdy pasjonat kolei wiedział, że co jakiś czas zdarzało się, że ktoś robił „dowcip” i z amatorskiej radiostacji emitował odpowiedni sygnał, doprowadzając do zatrzymania pociągów. Dziwne się nawet wydawało, że ta oczywista luka nie została dotąd wykorzystana przez sabotażystów powiązanych z Rosją.
Czytaj więcej
Nawet kilkaset razy rocznie osoby trzecie mają zatrzymywać pociągi w Polsce, używając radio-stop. Opóźniony system GSM-R mógłby ograniczyć takie sytuacje.
Ostatnie dni to nie jedna, ale kilka sytuacji użycia systemu radio-stop bez powodu przez kogoś z zewnątrz. Jeden z takich przypadków miał miejsce przy granicy z Białorusią. Do akcji ruszyły trzyliterowe służby, a odpowiednio mrożące krew w żyłach wystąpienie zamieścił w sieci niezastąpiony Stanisław Żaryn. Nie wiadomo, czy za każdym razem zawinili agenci ze wschodu. Wiadomo natomiast, że polskie państwo utrzymuje na kolei rozwiązanie, o którym wszyscy zainteresowani wiedzą, że jest bardziej nieszczelne niż przerdzewiały durszlak. To tak, jakbyśmy wręcz zapraszali obcych agentów: prosimy bardzo, pobawcie się radyjkiem i zatrzymajcie nam pociągi – najlepiej jednocześnie w kilku miejscach.
Jednocześnie to samo państwo reanimowało właśnie peerelowski zakaz fotografowania „obiektów o szczególnym znaczeniu dla obronności i bezpieczeństwa państwa”, dodając nawet w toku prac legislacyjnych możliwość orzeczenia przepadku sprzętu. Zakaz uderzy oczywiście nie w jakichś szpiegów, którzy bez problemu sobie poradzą, ale w tysiące amatorów zajmujących się fotografowaniem kolei, a może nawet w całkowicie przypadkowe osoby, które nieopatrznie zrobią zdjęcie na przykład z latarni morskiej w Świnoujściu z widokiem na Gazoport. O ile do niej w ogóle dotrą, bo przecież władza – także dla bezpieczeństwa – latarnię kilka miesięcy temu odcięła od lądowego dostępu.