Na zdrowy rozum sprawa wygląda tak: wleciała rakieta, przeleciała przez pół Polski, spadając pod Bydgoszczą i nikt nic nie zauważył oprócz wojskowych. Minister Mariusz Błaszczak poinformowany o sprawie kazał szukać po cichu, a po dwóch dniach – gdy nic nie znaleziono – kazał przestać i siedzieć cicho.
Dlaczego? Zapewne z tych samych powodów, dla których tak wiele głupich rzeczy dzieje się w PiS-ie. Długie i intensywne poszukiwania mogły zwrócić uwagę na sprawę nieszczelności i wadliwości procedur polskiej obrony powietrznej, a przecież PiS i Mariusz Błaszczak osobiście prezentują się wyborcom jako ta siła, która dba o bezpieczeństwo Polski. Ba, bezpieczeństwo obywateli to ostatnia karta przetargowa w rękach PiS. Narracja jest następująca: Tylko my zadbamy o szczelność granic, tylko my ochronimy Polaków przed skutkami wojny, A tu nagle – bum. Wleciała rakieta należąca do typu rakiet przenoszących głowice jądrowe, nikt w MON nie zauważył, PiS zlekceważył, szukał nieudolnie, więc postanowiono sprawę wyciszyć.