Artur Bartkiewicz: Rosyjski pocisk pod Bydgoszczą. Błaszczak murem za Błaszczakiem

Kandydatów na podoficerów uczy się w Polsce, że dobry dowódca krzyczy na polu bitwy „za mną”, a nie „naprzód”. Ale Mariusz Błaszczak podoficerem nie jest, więc bez mrugnięcia okiem wystawił na strzał swojego podwładnego, a sam bezpiecznie umościł się w okopie.

Publikacja: 12.05.2023 09:40

Mariusz Błaszczak

Mariusz Błaszczak

Foto: PAP/Tomasz Gzell

Minister obrony zachował się w czwartek źle albo bardzo źle. Źle – jeśli uznał, że aby chronić strategiczny zasób polskiego państwa, jakim jest wicepremier i minister obrony Mariusz Błaszczak, należy obsadzić w roli kozła ofiarnego jednego z najważniejszych generałów w wojsku polskim. A bardzo źle – jeśli powiedział prawdę i ujawnił, że rządzący w Polsce dowiedzą się o rosyjskiej rakiecie nad naszym krajem dopiero w sytuacji, gdy spadnie ona przed KPRM albo przed Sejmem.

Co bowiem powiedział Błaszczak? Otóż minister obrony wyjaśnił nam, że w zasadzie wszystko zadziałało. Centrum Operacji Powietrznych otrzymało informację, że w stronę Polski może lecieć rakieta. Nawiązano współpracę ze stroną ukraińską i Amerykanami. Obiekt namierzyły stacje radiolokacyjne. Poderwano polskie i amerykańskie samoloty. Wszystko było więc dopięte na ostatni guzik z wyjątkiem dwóch drobnych spraw. Po pierwsze – tak doskonale namierzona rakieta gdzieś nam się zapodziała i odnalazła się w lesie pod Bydgoszczą po czterech miesiącach. Po drugie, nikt – jak twierdzi Błaszczak – mu o całej sprawie nie opowiedział.

Czytaj więcej

Błaszczak wskazuje winnego. Według ministra to dowódca operacyjny

Innymi słowy: minister obrony narodowej kraju sąsiadującego z ogarniętą wojną Ukrainą nie wie nic o tym, że polscy żołnierze do spółki z Ukraińcami i Amerykanami namierzają zbliżającą się do kraju rakietę. Nie wie nic o podrywanych polskich i amerykańskich myśliwcach. I w ogóle by się nie dowiedział, gdyby w kwietniu pewna kobieta nie postanowiła pojeździć konno po lesie. A skoro o sprawie nic nie dowiedział się minister obrony, to nie wie też nic i premier. Gdyby nie owa amatorka przejażdżek konnych, rakietę mogliby znaleźć za 10 lat grzybiarze i dopiero byśmy się głowili nad tym, co rosyjska Ch-55 robi w lesie pod Bydgoszczą.

Minister obrony pokazał właśnie swoim żołnierzom, że jest gotów pogodzić się ze wszystkimi ofiarami, jakie będą musieli ponieść w obronie jego dobrego imienia

I teraz możliwości są dwie: albo dowódca operacyjny gen. Tomasz Piotrowski został złożony na ołtarzu nieskalanego wizerunku Mariusza Błaszczaka, w którym niektórzy widzą przyszłego premiera. Co oznacza, że niezależnie od wojny i rosyjskich rakiet nad Polską najważniejsze są rozgrywki w obozie władzy, w którym premier Mateusz Morawiecki zdawał się intensywnie wpychać Błaszczaka na minę, co – mówiąc delikatnie – nie stawia rządzących w korzystnym świetle. Albo dowódca operacyjny rzeczywiście uznał, że Błaszczaka nie warto informować o rakiecie w przestrzeni powietrznej Polski, a minister postanowił ogłosić urbi et orbi, że polskie wojsko jest niekompetentne i w ogóle z kim on musi pracować... A to dla Polaków byłaby wiadomość jeszcze gorsza niż fakt, że dla ministra obrony najważniejsze są partyjne rozgrywki. Już lepiej byłoby, gdyby Błaszczak przekonywał nas, że wszystko poszło zgodnie z planem, a pocisk w lesie znalazła szpica oddziału ochotniczej kawalerii – byłoby trochę bardziej śmiesznie, ale trochę mniej strasznie.

Niezależnie od tego, która wersja wydarzeń jest prawdziwa, minister obrony pokazał właśnie swoim żołnierzom, że jest gotów pogodzić się ze wszystkimi ofiarami, jakie będą musieli ponieść w obronie jego dobrego imienia i nie zawaha się złożyć publicznie w ofierze nikogo, jeśli zagrożony będzie Mariusz Błaszczak. Na pytanie, czy podniesie to morale żołnierzy w kraju frontowym, czy raczej je osłabi, każdy może odpowiedzieć sobie sam.

„Jeśli nas Matka Boska nie obroni, to co się stanie z Polakami” – śpiewał w swojej „Modlitwie” Jacek Kaczmarski. Rzeczywiście, w świetle tego, co się dzieje, decyzja Jana Kazimierza z 1 kwietnia 1656 roku o ogłoszeniu Maryj Królową Polski może być traktowana jako działanie o charakterze strategicznym.

Minister obrony zachował się w czwartek źle albo bardzo źle. Źle – jeśli uznał, że aby chronić strategiczny zasób polskiego państwa, jakim jest wicepremier i minister obrony Mariusz Błaszczak, należy obsadzić w roli kozła ofiarnego jednego z najważniejszych generałów w wojsku polskim. A bardzo źle – jeśli powiedział prawdę i ujawnił, że rządzący w Polsce dowiedzą się o rosyjskiej rakiecie nad naszym krajem dopiero w sytuacji, gdy spadnie ona przed KPRM albo przed Sejmem.

Pozostało 88% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich