Drogi Laci!
Ten tekst, który napisałeś, bardziej przypomina polityczny manifest aniżeli publicystyczny tekst. Czuje się w nim, że jesteś wielkim fanem Europy, wolności, liberalnego kanonu wartości, a nawet federacyjnej Europy, którą ostatnio niemal zdjęliśmy z porządku dziennego. Ten świat bardzo się zmienił i nie tylko Orbán czy Kaczyński, jakbyś chciał, są odpowiedzialni za to, co się teraz dzieje nad brzegami Wisły i Dunaju. Dlatego ja nieco inaczej nakreśliłbym obecną sytuację.
Kto jest odpowiedzialny?
Kiedyś zbyt mocno uwierzyliśmy w liberalną demokrację, utożsamianą też z kryteriami kopenhaskimi. Ze względu na poprzednie zniewolenie najwyższą wartością dla nas była tylko wolność. Teraz okazało się, że jednak nie wszystko jest możliwe. Szczególnie że w tamtym pakiecie tkwił nurt neoliberalny w gospodarce i wraz z nim obietnica raju na ziemi, a więc tego, że będziemy coraz bogatsi, a rynek jako sprawiedliwy sędzia rozwiąże nasze problemy i zaprowadzi do krainy szczęśliwości.
Już podczas poprzedniego wielkiego kryzysu z 2008 r. stało się jasne, że niewidzialna ręka rynku nie jest wcale taka czysta i sprawiedliwa, jak pierwotnie sądziliśmy. Pojawił się nowy problem na horyzoncie: różnice dochodowe. Okazało się, że bogaci stali się jeszcze bogatsi, a biedni zostali pozostawieni samym sobie. Dużo racji ma więc ekonomiczny noblista Joseph Stiglitz, parafrazując znaną formułę Abrahama Lincolna: narodziła się demokracja i gospodarka „jednego procenta, przez jeden procent dla jednego procenta".
Drugi, jeszcze poważniejszy czynnik był taki, iż dwa inne nasze ówczesne filary, tj. liberalna demokracja oraz Unia Europejska, też wcale nie okazały się być bezbłędne. Uruchomiliśmy elitarny projekt prowadzony przez elity, na dodatek coraz bardziej zajęte tylko sobą, na klasę średnią i prosty lud patrząc z góry. Co gorsza, elitę władzy połączono z elitą pieniądza, co tak bardzo uderzało na Węgrzech premiera Gyurcsányego.