Mamy tu bowiem tylko fragment nieszczęścia bardziej dramatycznego, w które wepchnęły nas kolejne rządy i sprawujące władzę partie, ze szczególnym uwzględnieniem PiS, PO i SLD. Zmagały się z tym zagrożeniem demokracje zachodnie już w pierwszej połowie XIX w., każda po swojemu poskramiając partyjną łapczywość przez rozwiązania instytucjonalne albo tylko przez utrwalenie dobrych obyczajów. Pytanie bowiem brzmi: czy zwycięska koalicja ma prawo zawłaszczania wszystkich stanowisk, „wycinania" kogo się da – od dyrektora do sprzątaczki? W USA nazwano to „systemem łupów"; jeśli jest nań przyzwolenie, to każda partia zaprzecza sama sobie. Przestaje być stronnictwem, staje się hordą łowców posad.