Szlachetne ciuchy

Stuart Alan Rose - prezes Marks & Spencer Nowy Rok powitał już jako sir. Królowa brytyjska nadała mu szlachecki tytuł za zasługi w rozwoju handlu na wyspach

Publikacja: 03.01.2008 05:06

Szlachetne ciuchy

Foto: Fotorzepa, Bartlomiej Zborowski Bar Bartlomiej Zborowski

Tego samego zdania co królowa muszą być i akcjonariusze M&S, bo akcje firmy podrożały trzykrotnie w ciągu niespełna trzech lat.

– Jestem zachwycony, ale tak naprawdę to zasługa pracowników, a nie moja – tłumaczył fotoreporterom, pozując do zdjęć razem z brytyjską ikoną mody Twiggy. M&S ma dzisiaj 375 sklepów. W latach 90. wszedł do Polski, dziś ma w naszym kraju cztery magazyny.

Krytycy prezesa M&S żartowali w Nowy Rok, że 58-letni Rose, którego prawdziwe nazwisko brzmi Braincew, syn rosyjskich emigrantów, nagrodę zawdzięcza gustowi brytyjskiej monarchini.

Przez lata Rose mieszkał w Tanzanii, dokąd wyemigrował jego ojciec, były pilot RAF.

Jego pierwszą pracą była asysta wydawcy w BBC. Nic w jego wykształceniu nie pasuje do wizerunku idealnego handlowca. Ale handel interesował go zawsze. Przez pewien czas, jako młody człowiek, miał nawet praktykę w M&S.

W 2004 r. M&S namówił go, by zajął się ratowaniem tego, co pozostało z domu odzieżowego, który całkiem niedawno był dumą Wielkiej Brytanii.

Było to w momencie, kiedy M&S szybko tracił rynek, mniej więcej w takim tempie, w jakim zdobywały go przebojem nowe brytyjskie sieci, które podbijały świat.

Rose nie był wówczas jedynym kandydatem, miał dwóch poważnych rywali, tyle że zaprezentował bardziej oryginalny program ratowania kultowego brytyjskiego domu mody niż konkurencja.

Wiedział, że nie ma ani czasu, ani pieniędzy na długą restrukturyzację. Musiał działać natychmiast. Obiecał, że w 2006 roku M&S będzie taką firmą, jaką chcą pamiętać najbardziej konserwatywni Wyspiarze. I słowa dotrzymał.

Kiedy obejmował stanowisko prezesa, cały czas czuł presję ze strony miliardera Philipa Greena, który chciał za wszelką cenę przejąć M&S. Pod tą presją odkurzył wizerunek sieci, a na reklamach pojawił się między innymi Antonio Banderas. Restrukturyzując firmę, zatrudnił wzorem zagranicznych domów mody drogich projektantów, sięgnął też po najlepsze materiały. Przy okazji ograniczył klientelę. W przypadku kolekcji dla kobiet jest to przedział wieku 35 – 55. Położył nacisk na ochronę środowiska i kulturę korporacyjną.

Drastycznie ograniczył zawartość magazynów, ale i obniżył ceny, uruchomił również sprzedaż online. A dział spożywczy M&S stał się tak samo atrakcyjny dla kupujących jak ten z ubraniami.

ose cały czas walczy o M&S, teraz przyszła kolej na kolejne oszczędności. Mimo świątecznej atmosfery sir Stuart zapowiedział już, że jest zmuszony do cięcia etatów. Tylko w tym roku o 650. I zapewne jak zawsze słowa dotrzyma.

Tego samego zdania co królowa muszą być i akcjonariusze M&S, bo akcje firmy podrożały trzykrotnie w ciągu niespełna trzech lat.

– Jestem zachwycony, ale tak naprawdę to zasługa pracowników, a nie moja – tłumaczył fotoreporterom, pozując do zdjęć razem z brytyjską ikoną mody Twiggy. M&S ma dzisiaj 375 sklepów. W latach 90. wszedł do Polski, dziś ma w naszym kraju cztery magazyny.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Donald Trump rąbie siekierą, Europa odpowiada skalpelem
Opinie Ekonomiczne
Bjørn Lomborg: Skąd wziąć pieniądze na obronę Europy
Opinie Ekonomiczne
Profesor Sławiński: Stablecoins to kolejna odsłona demokratyzacji spekulacji
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Czarny łabędź w Białym Domu, krew na Wall Street
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Ptak-Iglewska: UE jak niedźwiedź: śpi, a jak ryczy, to za późno. Trump nas budzi