Podczas panelu mieszkaniowego naszej konferencji Spotkanie Liderów Branży Nieruchomości w lutym pojawił się wątek, czy nabywcy mieszkań na własny użytek oraz inwestorzy kierują się bardziej słupkami liczb czy emocjami. Teraz w mediach społecznościowych karierę zaczyna robić określenie FOMO, czyli z ang. fear of missing out – lęk przed tym, że coś przegapimy, coś nas ominie. Jest to jeden z czynników tłumaczących wzrost sprzedaży mieszkań.

Mamy bowiem drugi kwartał odbicia sprzedaży po tym, jak w III kwartale 2022 r. rynek znalazł się na dnie. W I kwartale 2023 r., jak oszacowali eksperci JLL, sprzedaż w sześciu największych aglomeracjach wzrosła o prawie jedną trzecią, do 11,4 tys. lokali. W 2022 r. gwałtowny wzrost stóp procentowych i zaostrzenie kryteriów badania zdolności kredytowej przełożyły się na zapaść na rynku hipotek, a co za tym idzie, na zapaść sprzedaży, a w konsekwencji wyhamowanie produkcji.

Skąd ta poprawa popytu w ostatnich miesiącach? Po części to efekt programu „Bezpieczny kredyt” dla młodych na zakup pierwszego mieszkania. Znane są założenia, a projektem ustawy Sejm zacznie się zajmować po Wielkanocy. W założeniu przepisy mają obowiązywać od lipca. I tu do gry wchodzą emocje. Ci, którzy potencjalnie mogą być beneficjentami programu, już teraz zawierają z deweloperami umowy warunkowe albo nawet rezerwują mieszkania. FOMO napędza zaś tych, którzy do programu nie mogą przystąpić, ale mają zdolność kredytową lub gotówkę, a do tej pory odwlekali decyzję o zakupie. Teraz kupują, obawiając się, że mieszkania będą drożeć, jeśli „Bezpieczny kredyt” wejdzie w życie i rozkręci się na dobre.

Nie jest to lęk bezzasadny, bo na rynku towaru jest mało. Podaż, inaczej niż popyt, na kredytowe obiecanki nie reaguje. Deweloperzy nie rzucą się do zwalniania zaciągniętych w 2022 r. inwestycyjnych hamulców, dopóki rządowy program nie stanie się ustawą. A zwiększony popyt przy niskiej podaży to książkowy przepis na wzrost cen.

Czytaj więcej

Tanie kredyty to pretekst do podwyżek cen mieszkań