Najlepiej prześledzić to na przykładzie Funduszu Przeciwdziałania Covid-19, który w marcu będzie obchodził swoje trzecie urodziny. Stworzono go z potrzeby szybkiego reagowania na rosnące wydatki związane z przeciwdziałaniem pandemii. Mimo że pandemii już nie ma, to jego zobowiązania mają wzrosnąć w tym roku o 23 mld zł, a w kolejnych trzech latach o kolejne 35 mld zł. Tak przynajmniej wynika ze Strategii Zarządzania Długiem Publicznym na lata 2023–2026.
Jednak to tylko strategia. W covidowej mgle tak zmieniono przepisy, że ten dokument nie ma znaczenia. Nie tylko zdjęto odpowiedzialność za pozabudżetowe zadłużenie z ministra finansów, ale też ją rozproszono pomiędzy innymi uczestnikami tego procederu.
Minister finansów nie musi więc podpisywać planu funduszu, który jest ulokowany w Banku Gospodarstwa Krajowego. Nie musi też sygnować gwarancji Skarbu Państwa na emitowane przez BGK obligacje, które mają finansować wydatki. Owszem przesyła raporty sumaryczne zobowiązań do Komisji Europejskiej, ale to nadal za mało, aby mówić o przejrzystości ex post. Tym bardziej że plany ulegają częstym zmianom (11 razy w ub.r.), a z raportów BGK nie wynika ani jakie środki wydano, ani jacy dysponenci je otrzymali. O przejrzystości ex ante trudno w ogóle mówić. Tu decydentem osobiście jest premier. Zbiera on potrzeby wydatkowe resortów, a następnie modyfikuje plan, który staje się planem BGK.
Taki schemat rozmywa odpowiedzialność za decyzje wydatkowe, zwłaszcza za te, które są niezgodne z celem funduszu. W planie funduszu covidowego w roku ubiegłym znalazła się np. walka z afrykańskim pomorem świń. W tym roku mamy pozycje: dodatki paliwowe, KRUS, bon turystyczny. Ale również – bagatela – 1,7 mld zł do dyspozycji premiera i osobno 80 mln zł – szefa Kancelarii Premiera, obok jeszcze większego osobnego budżetu KPRM.
Jeśli rzeczywiście jest tak, że te wydatki powinny znaleźć się w budżecie, a się tam nie znalazły, tylko zostały wypchnięte do funduszu covidowego, to pojawia się zarzut o wiele poważniejszy niż brak przejrzystości. To już kwestia niegospodarności, która wynika z tego, że finansowanie przez BGK jest bardziej kosztowne niż budżetowe. Ten dodatkowy wydatek można porównać do brania chwilówki zamiast kredytu bankowego. Tak jak jej oprocentowanie jest wyższe niż pożyczki, tak rentowność obligacji BGK gwarantowanej przez Skarb Państwa jest wyższa niż obligacji skarbowych. To efekt premii za ryzyko: obligacje BGK są mniej płynne niż skarbowe, a istnieje też minimalne ryzyko niezrealizowania gwarancji.