Podatkowo-daninowe widmo krąży nad polskim rynkiem mieszkaniowym od wielu miesięcy. Nikt nie odmawia decydentom prawa do ustanawiania opłat i regulacji, gorzej, że odbywa się to w tradycyjnie fatalnym stylu. Zamiast konkretów i spójnej komunikacji mamy kilka ośrodków, z których płyną często sprzeczne informacje, a relacjonującym to wszystko mediom obrywa się za sianie fake newsów.
Przy okazji wywiadów, konferencji, podczas spotkań z wyborcami wypowiadają się premier Mateusz Morawiecki czy przedstawiciele resortu rozwoju – któremu formalnie podlegają budownictwo i mieszkalnictwo. Ale informacje płyną też z resortu aktywów, gdzie nad tematem pochylił się zespół doradców. A wisienką na torcie są wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który podczas objazdu kraju lubi uraczyć elektorat mieszkaniowymi „wrzutkami”. Być może taka kakofonia i mnogość koncepcji to sposób na swoiste badanie reakcji rynku, ale proces legislacyjny przewiduje coś takiego jak konsultacje społeczne – to ścieżka właściwsza, profesjonalna, która nie powoduje takiego zamieszania.
Czytaj więcej
Nawet o 6–8 proc., i to zaledwie w ciągu kwartału, spadły ceny dużych lokali. Polacy przenoszą się na rynek najmu. A rząd grozi przyspieszeniem prac nad opodatkowaniem hurtowych zakupów lokali.
Teoretycznie kierunki działań są dwa – tożsame z tym, co obserwujemy na innych rynkach. Chodzi po pierwsze o to, by mieszkania służyły do tego, na co wskazuje ich nazwa, a nie stały niewykorzystywane. Po drugie, chodzi o utrudnienie zakupów czysto inwestycyjnych (wręcz spekulacyjnych), polegających na nabywaniu mieszkań jako czystej lokaty kapitału, bez zamiaru ich wykańczania i wprowadzania na rynek najmu. Mowa zarówno o nabywcach indywidualnych, jak i funduszach – krążą opowieści o kupowaniu w ten sposób całych pięter. Problem w tym, że nie ma żadnych danych o skali takich transakcji.
Dziś wciąż nie jest jasne, kto miałby zostać obłożony opłatą i za co. Ile mieszkań to już zakupy hurtowe? Czy chodzić będzie o nowe transakcje, czy także już zgromadzone portfele? Kto i jak badałby, czy lokale są wynajmowane, czy stoją puste? Jak długi musiałby być wakat, by narazić właściciela na opłatę? Pytania można mnożyć, a wypowiedzi decydentów tylko pogłębiają wątpliwości.