Ministerstwo Finansów widzi przyszłość w różowych barwach. W kraju „dobra zmiana" i słaby 3-proc. wzrost w I kw. Na świecie Brexit, chwieją się Chiny, z bilansów europejskich banków wychodzą trupy, a inwestorzy gorączkowo szukają bezpieczeństwa. Tymczasem resort podtrzymuje prognozy poprzedników sprzed roku..
Urzędowy optymizm...
Wedle tych prognoz polska gospodarka ma wzrosnąć o 3,8 proc. w br., 3,9 proc. w 2017 i o 4 proc. w 2018 r. Dla porównania centralna prognoza 22 profesjonalnych prognostów ankietowanych przez NBP to 3,4 proc. w br. i po 3,3 proc. w latach 2017–2018. Inne prognozy też są ostrożniejsze niż resortu: Banku Światowego o 0,3 pkt proc. przeciętnie w każdym roku, MFW o 0,4 pkt proc., a OECD i NBP o 0,6 pkt proc. W przeszłości optymistyczne prognozy ministerstwa się nie sprawdzały.
...mimo „dobrej zmiany"...
Gdyby nie „dobra zmiana", to wzrost gospodarki mógłby utrzymać się powyżej 4 proc., które przebił w IV kw. 2015 r. Pozwala na to przede wszystkim wzrost prywatnej konsumpcji, któremu sprzyja, obok przejściowego dopalacza 500+, bardzo dobra sytuacja na rynku pracy, odziedziczona przez PiS po poprzednikach: rekordowo niskie ryzyko utraty pracy mierzone odsetkiem zwolnień, najniższe we współczesnej historii bezrobocie, zatrudnienie rosnące w tempie niemal rekordowym.
Dość powiedzieć, że firmy w I półroczu zwiększyły fundusz płac o ponad 7 proc. rok do roku, a spadające ceny podniosły jego siłę nabywczą o niemal 1 pkt proc. Dało to zatrudnionym możliwość zwiększenia konsumpcji o 8 proc. bez sięgania do oszczędności czy zapożyczania się!
Taka sytuacja na rynku pracy zwykle napędza poparcie rządzącym, nawet jeśli odziedziczyli ją po poprzednikach. Jeśli PiS nie rośnie w sondażach, to chyba tylko dlatego, że „dobra zmiana" jest zbyt „dobra", by dać o sobie zapomnieć.