Ekonomia banksterów

Żyjemy w przedziwnych czasach, w których wiele teorii ekonomii można wyrzucić, być może tymczasowo, do kosza. Pewne mechanizmy gospodarcze obserwowane od dekad, przestały działać lub działają odwrotnie.

Publikacja: 18.01.2014 06:00

Krzysztof Rybiński, profesor i rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula

Krzysztof Rybiński, profesor i rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula

Foto: Fotorzepa, Pasterski Radek PR Pasterski Radek

Cele realizowane przez głównych architektów świata gospodarki i finansów uległy dramatycznej zmianie, bez głębszej refleksji, dokąd to może prowadzić. Ponadto jeszcze nigdy w historii rola rynku nie została tak zdominowana przez aktywność rządu. Zilustrujmy to przykładami.

W normalnych czasach giełdy wyprzedzały realną gospodarkę. Gdy koniunktura jeszcze była bardzo słaba, ale pojawiały się pierwsze sygnały ożywienia, giełdy już zaczynały rosnąć, antycypując poprawę sprzedaży i zysków firm. A w czasach największej prosperity giełdy zaczynały marsz na południe, bo inwestorzy wyczuwali przesilenie cyklu koniunkturalnego i początek spowolnienia.  Te cykle były zaburzane przez postęp technologiczny, który generował wieloletnie trendy.

Ale w minionych 20 latach stopniowo rola rynku była ograniczana na rzecz rządów i banków centralnych, aż doszło do patologii, które mamy dzisiaj. Gdy pojawiają się dobre dane ekonomiczne, sugerujące szybszy wzrost gospodarczy w przyszłości, giełdy zamiast rosnąć – spadają. Dlaczego? Bo spekulanci spodziewają się, że banki centralne, zadowolone z ożywienia, przestaną drukować pieniądze, które trafiają do banksterów windujących ceny akcji.

Zatem im wyraźniejsze sygnały poprawy koniunktury, tym większe spadki na giełdach. Natomiast, gdy pokażą się katastrofalne dane, sugerujące powrót recesji, giełdy rosną jak szalone, bo banksterzy oczekują, że banki centralne będą dalej drukowały pieniądze, za które można będzie dalej pompować ceny akcji.

Inny przykład. Banki centralne były od dekad odpowiedzialne za stabilność cen rozumianą jako roczna inflacja zbliżona do 2 proc. Teraz coraz częściej przedstawiciele banków centralnych wysyłają sygnały, że korzystna byłaby wyższa inflacja, która pozwoliłaby zmniejszyć skalę zadłużenia rządów i sektora prywatnego. Bo jeżeli mamy pożyczkę na 2 proc., a inflacja wynosi 5 proc., to po roku dług realnie zmaleje o 3 proc. Więc ze strażników stabilności cen banki centralne stały się głównymi napędzającymi inflację, co na razie nie wychodzi, ku zmartwieniu banków centralnych.

Rynek został zastąpiony przez centralne planowanie, tylko zamiast Komitetu Centralnego mamy Rady lub Zarządy banków centralnych w głównych gospodarkach świata. Ale przynajmniej za komuny chodziło o jakieś idee. Teraz chodzi już wyłącznie o duże pieniądze. A teoria i praktyka ekonomii ma im służyć .

Krzysztof Rybiński profesor i rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie

Cele realizowane przez głównych architektów świata gospodarki i finansów uległy dramatycznej zmianie, bez głębszej refleksji, dokąd to może prowadzić. Ponadto jeszcze nigdy w historii rola rynku nie została tak zdominowana przez aktywność rządu. Zilustrujmy to przykładami.

W normalnych czasach giełdy wyprzedzały realną gospodarkę. Gdy koniunktura jeszcze była bardzo słaba, ale pojawiały się pierwsze sygnały ożywienia, giełdy już zaczynały rosnąć, antycypując poprawę sprzedaży i zysków firm. A w czasach największej prosperity giełdy zaczynały marsz na południe, bo inwestorzy wyczuwali przesilenie cyklu koniunkturalnego i początek spowolnienia.  Te cykle były zaburzane przez postęp technologiczny, który generował wieloletnie trendy.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców
Opinie Ekonomiczne
Umowa koalicyjna w Niemczech to pomostowy kontrakt społeczny
Opinie Ekonomiczne
Donald Tusk kontra globalizacja – kampanijny chwyt czy nowy kierunek?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0