Na 150 istniejących w Polsce szpitalnych oddziałów ratunkowych tylko 110 spełnia wymagania stawiane przez ekspertów: pracują bez przerw, mają niezbędny sprzęt i specjalistów. Teraz od tego, czy będą działać zgodnie z tymi standardami, będzie zależała stawka, jaką otrzymają za leczenie od Narodowego Funduszu Zdrowia.
– Zdarza się, że w dwóch nieodległych szpitalach tworzone są dwa oddziały ratunkowe, które pacjentów przyjmują na zmianę: jednego dnia działa jeden, drugiego drugi – opowiada prof. Juliusz Jakubaszko, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. – To polskie kuriozum, – tworzy się je tylko po to, by uratować przed zamknięciem dwa szpitale, których istnienie nie ma mocnego uzasadnienia.
Eksperci liczą, że szybko dojdzie do zmian w szpitalach i izby przyjęć, które nie spełniają żadnych europejskich norm, dostosują się do standardów oddziału ratunkowego.
– Izby przyjęć to relikt PRL. Nie ma osoby, która byłaby odpowiedzialna za ich działanie, bo nie mają ordynatora czy pielęgniarki oddziałowej – podkreśla prof. Jakubaszko. Jego zdaniem w Polsce powinno być dwa razy więcej oddziałów ratunkowych niż w tej chwili.
NFZ chce też uszczelnić system płacenia za leczenie na szpitalnym oddziale ratunkowym.