Od dnia wybuchu epidemii Covid-19 w chińskim mieście Wuhan do światowej opinii publicznej docierają sprzeczne informacje dotyczące wskaźnika śmiertelności wśród osób, które zachorowały na tę chorobę. 29 lutego przedstawiciele WHO ogłosili, że wskaźnik śmiertelności na całym świecie nie przekracza 2 proc. chorych. Cztery dni później te same osoby zweryfikowały swoją opinię i na szybko zorganizowanej konferencji prasowej ogłosiły, że wskaźnik śmiertelności wzrósł do 3,4 proc. Taki wynik oznaczał, że koronawirus SARS-CoV-2 jest ponad 60 razy bardziej zabójczy od wirusa grypy sezonowej. A przecież statystyki epidemii grypy sezonowej, która w wielu krajach świata szaleje na całego, są nieporównywalnie bardziej alarmistyczne niż obecnej pandemii Covid-19, która dosłownie sparaliżowała świat.
Dość powiedzieć, że w samych Stanach Zjednoczonych każdego roku wirusem grypy zaraża się od 10 do 20 proc. Amerykanów. To oznacza, że w tym kraju każdego roku hospitalizuje się 114 tys. ludzi z powodu grypy. Z tego aż 36 tys. umiera.
Często w różnych mediach można usłyszeć opinię, że Covid-19 jest największym wyzwaniem epidemiologicznym, z jakim przyszło nam się zmierzyć. To dyskusyjne, jeżeli weźmiemy pod uwagę statystyki innych chorób zakaźnych, a szczególnie tak zbagatelizowanej w tym roku grypy. Wstępne dane amerykańskiej agencji rządowej Centers for Disease Control and Prevention (CDCP) wskazują, że od 1 października do 21 marca grypą mogło się zarazić ok. 50 mln ludzi, z tego 26 mln odwiedziło z tego powodu lekarza, ponad pół miliona hospitalizowano, a ok. 62 tys. zmarło.
Zbagatelizowany problem
Każdego roku z powodu powikłań ze strony układu oddechowego, układu krążenia, ośrodkowego układu nerwowego, innych narządów (w tym niewydolności nerek), dekompensacji chorób przewlekłych, jak cukrzyca, czy sepsy na grypę umiera ponad 2 mln ludzi. A jak wygląda realny wskaźnik śmiertelności tzw. grypy sezonowej? Amerykańskie Narodowe Centrum Statystyki Zdrowia (NCHS) informuje, że łączna śmiertelność na grypę sezonową i jej powikłania w USA, w tym głównie zapalenie płuc, tylko w ciągu jednego tygodnia, w okresie od 1 do 7 marca wyniosła 7,4 proc.