Były wyjątki, pewnie. Fantasmagoryczne krajobrazy Neila Gaimana czy żonglujące mitologicznymi wątkami powieści Johna Crowleya to już klasyka, w dodatku zawsze z jakimś erudycyjnym podbiciem – ale tyleż dobra, co... stara. Kiedy więc wpadła mi w ręce nowa antologia opowiadań młodej miejskiej fantastyki, specjalnie podniecony nie byłem. Zaraz jednak przypomniałem sobie wydaną u nas kilka miesięcy temu „Zoo City" – książkę młodej pisarki Lauren Beukes, w której wprowadziła świat animistycznych wierzeń do slumsów Johannesburga, a dramat nielegalnych emigrantów czy lokalnych konfliktów w Afryce splotła z kryminalną intrygą – i zerknąłem na „Chodząc nędznymi ulicami" z większym zaciekawieniem.
I w pierwszym starciu poniosłem porażkę – Charlaine Harris, gwiazda tego tomu, spłodziła opowiadanie tak głupie, że głupsi od niego są chyba tylko jego bohaterowie: czereda wampirów, demonów i innych stworów, które nie robią zupełnie nic oprócz kopulacji i jedzenia. Później było może lepiej, ale tylko trochę. Na chwilę miło zaskoczył tekst o uroczym tytule „Lord John i plaga zombi" Diany Gabaldon,wciągało opowiadanko „Dama lubi krzyczeć" Conna Igguldena... I tyle.
Jest tu jednak opowiadanie, dla którego to ładnie wydane tomisko warto mieć. „Krwawiący cień" Joego R. Lansdale'a to naprawdę wysokiej próby literatura, mająca w sobie coś z odrealnionego klimatu południa Stanów Faulknera, ale jeszcze więcej z niedopowiedzianej niesamowitości Williama Hjortsberga – choć po prawdzie gdzieś na styku tych wpływów Lansdale buduje własny język. I nim właśnie opowiada o świecie nieświeżych spelunek Teksasu, w których czarny blues miesza się z oparami permanentnego przepicia ich bywalców – strzępków ludzi, przegranych, spłukanych, intelektualnie kalekich, a fizycznie bezwładnych od nadużywania...
W tej mrocznej stronie amerykańskiej prowincji wydarza się coś niezwykłego i złego zarazem. Co konkretnie? Tego autor wcale nie zamierza zdradzać – genialnie budując narastającą grozę. Tym straszniejszą, że niezrozumiałą i nienazwaną, choć koniec końców wcale nie jesteśmy pewni, czy jest ona rzeczywiście bardziej przerażająca niż codzienność tej galerii życiowych porażek, w jaką układają się bohaterowie Lansdale'a.