Adwokat na sprawie rozwodowej wyczytał całą listę wykroczeń, przestępstw i niedoskonałości, których w swoim życiu miał się dopuścić niefortunny mąż.
– Przede wszystkim chciałem oświadczyć, że nie uznaję żadnych sądów tego świata, łącznie z Sądem Ostatecznym – zerwał się na to oskarżany „Barłoga“ Bartosiewicz. – Ale skoro już tu jestem, to przyznaję się do wszystkich zarzutów, które – de facto już była, de iure jeszcze nie – obecna tu małżonka mi stawia. Jestem pijakiem, deprawatorem i jeszcze wampirem – wypalił.
– Ale po co ten pośpiech? – spytał spokojnie sędzia. – Bo ja z tą panią nie chcę mieć już nic wspólnego – odparował rozsierdzony Bartosiewicz.
Jak wspomina jego przyjaciel Krzysztof Kość, ta anegdota doskonale charakteryzuje Wesołego Romka. Był „człowiekiem szlaku”. Razem z Himilsbachem, Grochowiakiem, Iredyńskim i wieloma innymi wędrowali po knajpianej trasie, która ciągnęła się od baru kawowego Amatorska przy Nowym Świecie przez najróżniejsze przybytki Traktu Królewskiego. Tu się piło, tu się żyło.
– Wzdłuż tej trasy sami znajomi. Amatorska, Kuchcik, U Aktorów czy Harenda – to były lokale. A nawet jak się kogoś nie znało, to ktoś inny mówił, że to człowiek z trasy i to wystarczyło – opowiada Kość. – Powiem szczerze, „ćwiczyliśmy” obaj równo. Z racji tego, że kiedyś przeczytałem wagon książek, pełniłem w tym środowisku rolę „geniusza bez teki”.